poniedziałek, 23 grudnia 2013

Wspólne Świąta..

Sebastian i Camila nigdy nie lubili świąt. Czym kierowana jest ich niechęć do Wigilii i czy to zbliży ich do siebie? 

- Jak to nie będziesz na Wigilii? - oburzyła się moja rodzicielka.
- Mamo.. - powiedziałem błagalnie. - Mam dużo pracy. Ale obiecuję, że w drugie święto na pewno zajrzę.
- Sebastian, bój się Boga - zaczęła lamentować moja matka. - To w pierwsze święto też Cię nie będzie? Przecież wtedy nikt nie pracuje, nie możesz sobie odpuścić? Nie zobaczysz brata ani siostry..
- Muszę zamknąć rok w firmie. Mamo mam do was prawie trzysta kilometrów, a zapowiadają śnieżycę - dodałem próbując usprawiedliwić swoją nieobecność na świętach. Naprawdę nie lubię świąt, ten cały wielki przepych, tłoki w sklepach, kolędy wszędzie - aż głowa boli. 
- Ale synku.. - błagała mama. Jest kochaną kobietą, zawsze mogę z nią porozmawiać, zawsze mi pomoże, jak mogłem jej odmówić.
- No dobrze - odparłem nieco zrezygnowany. - Postaram się dotrzeć pierwszego dnia wieczorem - słyszałem jak się ucieszyła, ja natomiast wyczuwałem kolejne męczące święta z rodzinką. Szybko pożegnałem się z mamą i wróciłem do swoich zajęć.
Mama wciąż czekała, aż przywiozę tę jedyną. Moje tłumaczenia tylko po części były prawdą, właściwie nie miałem aż tak dużo pracy.. Po prostu już wcześniej tak zorganizowałem sobie czas, żeby pojawić się u rodziców dopiero, kiedy moje rodzeństwo z rodzinami będzie od nich wyjeżdżać. Nie chciałem udawać, jak świetnie się bawię z siostrzenicami i bratankami, i zbywać żartem pytania mamy o narzeczoną, której ku jej rozpaczy wciąż nie miałem. Dlatego kiedy wokół mnie trwała przedświąteczna gorączka, wszyscy biegali, poszukując najładniejszych prezentów, zastanawiali się na wyborem choinki, sprzątali mieszkania - ja spokojnie pracowałem, nie przejmując się niczym. Jedyne co zaprzątało moją głowę, to warunki pogodowe w Austrii, w końcu zaplanowałem sobie wyjazd na narty zaraz po świętach. I być może właśnie to, wyłączenie z ogólnej krzątaniny sprawiło, że coś dostrzegłem. W mojej kamienicy ktoś jeszcze nie uczestniczył w tej gorączce - sąsiadka mieszkająca piętro niżej.
Nie znałem jej zbyt dobrze. Właściwie jedyne co o niej wiedziałem to, to że wprowadziła się tutaj zaledwie rok temu. Była bardzo ładna, ale bijący od niej smutek powodował, że nie miałem ochoty poznać jej bliżej. Wydawało mi się, że kryje w sobie jakąś tajemnicę, pewnie niezbyt przyjemną, a ja nie czułem w sobie powołania spowiednika i pocieszyciela. Sam przeżyłem kilka poważnych, dość pogmatwanych związków. Za każdym razem miałem wrażenie, że to jest właśnie ta jedyna, lecz zawsze jakaś dziwna siła powstrzymywała mnie od przedstawienia rodzicom kobiety, z którą się spotykałem. Nigdy też żadnej nie z nich nie nazwałem narzeczoną. I chociaż już przekroczyłem trzydziestkę, dość infantylnie, niczym nastolatek, nazywałem je swoimi dziewczynami. "Dziewczyny" wciąż się zmieniały, a ja byłem sam..
- Pan też nie przygotowuje się do świąt? - usłyszałem znienacka. Odwróciłem się i zobaczyłam moją sąsiadkę. Oboje schodziliśmy na podziemny parking do swoich aut. Do tej pory wymienialiśmy tylko krótkie "Dzień dobry", więc bezpośredniość tej uwagi mnie zaskoczyła.
- Tak, ale nie myślałem, że aż tak to widać - odpowiedziałem pośpiesznie.
- Do świąt trzy dni, a pon chodzi tak spokojnie, powoli. Zauważyłam, bo sama nie biorę udziału w tej bieganinie - wytłumaczyła mi i delikatnie się uśmiechnęła, mimo to, w jej oczach nadal można było dostrzec tego ogromny smutek.
- Rozumiem - odparłem i uśmiechnąłem się głównie do własnych myśli. Przyszło mi bowiem do głowy, że jeśli patrzymy na świat podobnie, to być może łączy nas coś więcej niż tylko wspólna niechęć do świąt. Zanim doszliśmy do samochodów, wymieniliśmy kilka uwag o zmianie charakteru świąt z religijnego na konsumpcyjny i zdążyliśmy się dobie przedstawić (nazywała się Camila Torres). potem pożegnaliśmy się i pojechaliśmy każde w swoją stronę.
Jednak przez cały dzień nie potrafiłem przestać o niej myśleć. To prawda, wciąż wyczuwałem w niej ten smutek i tajemnicę, które mi przeszkadzały. Lecz w trakcie naszej krótkiej rozmowy zza smutku i tajemnicy zaczęły wyzierać iskierki jakiegoś ciepła, niebanalna inteligencja, ironia i dystans do życia. Czyli te cechy, które zawsze mnie w kobietach bardzo pociągały. Dlatego bardzo się ucieszyłem, kiedy po pracy, wjeżdżając na podziemny parking, w tylnym lusterku zobaczyłem jej nadjeżdżający samochód. Niespiesznie zaparkowałem i wysiadłem z auta, udając, że oglądam niewidzialną rysę nad błotnikiem. W tym czasie Camila też zdążyła wysiąść ze swojego auta.
- Czyżby ktoś zarysował pana samochód? - zaczepiła mnie radośnie
- Nie, tylko mi się wydawało - odpowiedziałem. - Mogę prosić panią o radę?
- A w jakiej sprawie? - zaciekawiła się.
- Co robić, gdy człowiek nie przygotowuje się do świąt? Nie można spokojnie spotkać się ze znajomymi, bo nikt nie ma czasu. W telewizji też cały czas gadają o jednym. W kinach repertuar wyłącznie radosny i nieznośnie familijny. Słowem, nie ma jak uciec przed tym wszystkim.
- Zawsze można wyjechać - powiedziała.
- Gdyby nie to, że muszę wpaść na jeden dzień do rodziny, już dawno byłbym na nartach w Austrii - powiedziałem. - Ale sama pani rozumie, od rodziny się nie ucieknie - wytłumaczyłam. Chciałem dodać coś jeszcze, ale zobaczyłem jak szybko zmienia się jej twarz. Po radości, która gościła przed chwilą nie został nawet ślad, powiało od niej chłodem, jakby w jednej chwili zamieniła się w Królową Śniegu.
- Gdybym ja miała rodzinę, to z radością spędziłabym z nią święta - ucięła i szybkim krokiem odeszła. Nie powiedziała nic więcej, nie wytłumaczyła się, po prostu odeszła. Chwilę stałem zdumiony, jeszcze raz spojrzałem na wymyśloną rysę i ruszyłem w kierunku swojego mieszkania. Cały czas w głowie brzmiały mi jej słowa i cały czas się nad nimi zastanawiałem. Czułem, że to właśnie w tych słowach znajduje się klucz do jej tajemnicy i choć jeszcze niedawno nie miałem ochoty jej poznawać, to teraz w przedziwny sposób, chciałem ją rozwikłać niczym łamigłówkę. Nie wiedziałem tylko, czy bardziej pociąga mnie to, co kryje się za tajemnicą czy sama Camila.
Zresztą, to w tej chwili było nieważne, po prostu uznałem, że muszę ją poznać, dlatego później postanowiłem zejść do jej mieszkania, żeby przeprosić ją za nieświadome faux pas, które najwyraźniej popełniłem. Okazało się, że nie tylko ja wpadłem na ten pomysł, ponieważ spotkałem się z Camilą na półpiętrze.
- Chciałam pana przeprosić za ten wybuch.. - zaczęła pierwsza. - Pan nie może wiedzieć, dlaczego tak mnie pan zdenerwował, a po naszej wcześniejszej rozmowie mógł pan odnieść wrażenie, że ja też po prostu nie lubię świąt - wytłumaczyła.
- Może łatwiej będzie, jeśli zaczniemy mówić sobie po imieniu? - zaproponowałem i uśmiechnąłem się do niej.
- Dobrze - odparła i też się uśmiechnęła. - Cami - dodała i wyciągnęła w moim kierunku rękę.
- Seba - odpowiedziałem i uścisnąłem jej dłoń.
- To znaczy, że się nie gniewasz? - zapytała.
- Przecież pani.. Przecież wiesz, że ja też szedłem Cię przeprosić - poprawiłem się szybko.
- Rozumiem. To się cieszę - dodała. - Lepiej już pójdę - szepnęła i zaczęła schodzić po schodach. Miałem ochotę ją przytulić, pocieszyć, ale zamiast tego wypaliłem:
- Nie masz ochoty na kawę?
- U ciebie czy u mnie? - ucieszyła się. Trochę mnie zaskoczyła tym pytaniem. Chwilę milczałem, bo wcześniej nie pomyślałem o miejscu, gdzie mielibyśmy ją wypić. Ona jednak jakby czytała w moich myślach sama odpowiedziała na swoje pytanie z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Pewnie wolałbyś u mnie, bo jakby się rozmowa nie kleiła, nie musiałbyś mnie wypraszać. Ale ja uroczyście Ci obiecuję, że jeśli pójdziemy do Ciebie, to jak tylko mrugniesz prawym okiem, zaraz sobie grzecznie pójdę - wtedy właśnie poczułem, że Camilę pociąga mnie w sposób, któremu nie mogę się oprzeć. Bo nic tak nie dodaje kobiecie seksapilu jak inteligencja! Dlatego.. Przyciągnąłem Cami mocno do siebie i pocałowałem. To był impuls, zwykle się tak nie zachowuję. Ale ona nie broniła się, ale również nie zareagowała entuzjazmem. Gdy wreszcie oderwałem usta od jej ust, spojrzała na mnie bystro.
- To tak ma wyglądać ta kawa? - zapytała z lekką ironią
- Przepraszam.. - zacząłem. - To moja słabość, kiedy kobieta powie coś bardzo dowcipnego, nie mogę się powstrzymać, żeby jej nie.. - urwałem, bo tym razem to Cami mnie pocałowała, po czym chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę swojego mieszkania. Jednak ja twardo stałem w miejscu. Spojrzała na mnie zdziwiona. Ruchem głowy wskazałem moje mieszkanie, a ona z uśmiechem skinęła głową. praktycznie galopem wbiegliśmy po schodach piętro wyżej, otworzyłem drzwi i oboje wbiegliśmy do przedpokoju, zdzierając z siebie ubrania. Zupełnie nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło, nigdy wcześniej się tak nie zachowywałem i po minie Cami mogłem wyczytać, że w jej głowie krążą dokładnie takie same myśli. Mimo to żadne z nas nie przestawało.
W drzwiach od mojej sypialni Cami nagle odsunęła się ode mnie i chwyciła moje dłonie.
- Poczekaj.. - wyszeptała.
- Co się stało? - zapytałem trochę zmartwiony.
- Jaa.. - zaczęła. - Ja tak nie mogę. Przecież my się właściwie nie znamy, nic o sobie nie wiemy - zaczęła tłumaczyć i się plątać.
- I ta refleksja naszła Cię tak nagle? - burknąłem trochę zły.
- Nie gniewaj się.. - powiedziała szybko i swoją delikatną dłonią dotknęła mojego policzka. - Obiecuję, że będziemy się kochać jeśli nadal będziesz tego chciał, ale najpierw musisz poznać moją historię - powiedziała i opuściła wzrok. W tamtej chwili byłem gotowy obiecać jej absolutnie wszystko. Włącznie z tym, że będę się z nią kochać, nawet gdyby się okazało, że jest seryjną zabójczynią swoich kochanków. Jednak z drugiej strony uznałem, że choć moment był bardzo niestosowny, ona po prostu MUSI zdradzić mi swoją tajemnicę. Znowu włożyłem spodnie, podałem jej bluzkę i ponownie zaprosiłem na kawę.
Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się czegoś takiego. Nastawiłem się na opowieść o jakimś ciężkim, nieudanym związku. Ale nie historii o mężu - chodzącym ideale oraz ukochanej kilkuletniej córeczce, którzy byli całym jej światem. Aż do chwili, kiedy pięć lat temu cała rodzina miała wypadek samochodowy i tylko Cami przeżyła. Chociaż otwarcie powiedziała, że wolałaby umrzeć razem z nimi i spocząć obok nich na cmentarzu. Nie należę do facetów, którzy łatwo się wzruszają, a łzy uważam za rzecz mało męską. Jednak słuchając tej historii z trudem nad sobą panowałem. Teraz kiedy wspominam tą sytuację, opisuję to wszystko pokrótce, Cami opowiadała mi swoją historię blisko dwie godziny..
- Co teraz? - zapytała kiedy skończyła swoją opowieść.
- Przecież wiesz, po wysłuchaniu takiej historii człowiek traci ochotę właściwie na wszystko, nie tylko na seks.. - powiedziałem i spojrzałem jej w oczy. - Powiedz, dlaczego mi to opowiedziałaś? Żeby mnie do siebie zniechęcić? - zapytałem nieco zdziwiony.
- Chciałam, żebyś wiedział - powiedziała cicho Cami. - Żebyś rozumiał, że niektóre moje reakcje.. - zaczęła ale jej przerwałem
- Cami, dopiero zaczęliśmy się poznawać, a Ty fundujesz mi od razu.. To znaczy, wiem, że to dla Ciebie ważne, ale.. Widzisz, ja.. - nie bardzo umiałem ubrać w słowa to, co w tamtej chwili czułem. Sam gubiłem się w tym, co mówiłem.
- Nie tłumacz się.. Spodziewałam się, że tak będzie - stwierdziła chłodno. Zmrużyła prawą powiekę, przygryzła wargę, wstała i wyszła. Zupełnie bez słowa. A ja dalej siedziałem osłupiały na kanapie gubiąc się we własnych myślach. W końcu wstałem, poszedłem pod prysznic chcąc choć trochę się orzeźwić i zmyć z siebie to wszystko, jednak mimo to cały czas zastanawiałem się, co mam ze sobą zrobić? Po prysznicu, który nie przyniósł oczekiwanych efektów, poszedłem do kuchni, nalałem sobie wina i na spokojnie zacząłem analizować zaistniałą sytuację. Próbowałem przetrawić to wszystko, co się dzisiaj wydarzyło. Po co Cami mi to wszystko powiedziała? Gdyby zrobiła to za jakiś czas, kiedy byśmy się lepiej poznali i bylibyśmy już parą, być może byłoby to zrozumiałe.. Ale tak na samym początku?! Przecież zanim tak naprawdę doszło do czegokolwiek, ona wywiesiła czerwoną flagę.. Ostrzeżenie. Ale może to dobrze, może tak powinna. Może Cami po prostu chciała mnie ostrzec, w co się pakuję, zanim zaangażowałem się emocjonalnie. Camila otworzyła się przede mną, opowiedziała swoją historię, zaufała mi, a ja tak po prostu ją wyprosiłem z domu, bo zepsuła mi okazję na dobry seks i miłe zakończenie dnia.. Poczułem się jak ostatni cham, jak typowy facet świnia, któremu zależy tylko na jednym.. Co ze mnie za facet?
Szybko się ubrałem, wziąłem butelkę czerwonego wina i wyszedłem z mieszkania. Szybko zbiegłem po schodach i gwałtownie zatrzymałem się na półpiętrze, bo znowu spotkaliśmy się z Cami w połowie drogi.
- Czy to nie zabawne, że o wszystkim myślimy w tej samej chwili? - zapytałem.
- Raczej przerażające - uśmiechnęła się. - Ale teraz idziemy do mnie i to Ty mi wszystko opowiadasz - powiedziała groźnie i zupełnie mnie zaskakując pokazała mi język.
- Ale ja właściwie nie mam o czym opowiadać - powiedziałem, kiedy schodziliśmy po schodach w kierunku jej mieszkania. - Moje historie będą do bólu banalne, zwłaszcza po tym co usłyszałem - dodałem, ale Cami tak długo wierciła mi dziurę w brzuchu, że w końcu opowiedziałem jej o moich kilku nieudanych związkach, o marzeniu mojej mamy, że kiedyś wreszcie pozna moją narzeczoną i o tym dlaczego tak nie lubię świąt. Podczas moich nudnych opowieści osuszyliśmy całą butelkę wina, a potem jeszcze długo rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, i po prostu zaczęliśmy się poznawać. Na dobranoc pocałowaliśmy się jak przyjaciele i każde poszło spać do własnego łóżka.
Następnego dnia, dzień przed Wigilią, znowu wpadliśmy na siebie schodząc do garażu. Zdążyliśmy umówić się na wspólny wieczór i każde z nas pojechało do swojej pracy. Mimo wysiłków nie mogłem skupić się na robocie. Cały czas myślałem o Cami i o tym, jaki prezent mogę jej kupić na święta. Sam byłem całkowicie zdziwiony absurdalnością tego pragnienia, ponieważ od lat nikogo nie obdarowywałem prezentami. Wystarczył jeden wieczór z Camilą i wszystko zaczęło się zmieniać. Wcześniej wyszedłem z pracy i pojechałem do dobrej drogerii szukać perfum. Na szczęście nie było to takie trudne jak się spodziewałem i poszło całkiem sprawnie. Byłem całkowicie zadowolony ze swojego wyboru.
- Co robisz jutro? - zapytała Cami, kiedy spotkaliśmy się wieczorem.
- No wiesz.. Mam dużo pracy - powiedziałem.
- To wersja dla Twojej mamy - powiedziała ironicznie i spojrzała mi w oczy.
- Masz jakąś propozycję? - zapytałem, wiedząc, że i tak nie mam szans przekonać jej, że mam masę pracy.
- Pomyślałam.. - zaczęła cicho. - Że moglibyśmy spędzić ten czas razem - dodała i delikatnie się uśmiechnęła.
- Świetny pomysł. Przyjdę do Ciebie z samego rana i w pół dnia załatwimy całe świąteczne przygotowania. - powiedziałem, a w mojej głowie pojawiło się tysiąc pytań i myśli. Czy ja naprawdę to powiedziałem? Przecież od lat nie cierpię świąt, robię wszystko, żeby uniknąć spotkań z rodziną, denerwują mnie kolędy grane dosłownie wszędzie i ludzie, załatwiający wszystko na ostatnią chwilę.. I teraz tak po prostu zgodziłem się na przygotowanie świąt, zdecydowanie, krótka znajomość z Cami ma na mnie ogromny wpływ. - A później zgłosimy się do księgi rekordów Guinessa, za zorganizowanie najszybszych świąt - zażartowałem, a ona zaczęła się śmiać. To był najpiękniejszy dźwięk jaki kiedykolwiek słyszałem. Zaczęliśmy rozmawiać o jutrzejszym dniu, co przygotujemy, ale przede wszystkim gdzie spędzimy Wigilię. Znowu bardzo dużo rozmawialiśmy, czułem, że znaleźliśmy wspólny język, że rozumiemy się bez słów. Tego wieczoru też tylko się pocałowaliśmy na dobranoc i każde poszło do siebie spać, aby trochę odpocząć i przygotować się do jutrzejszego dnia.
Dzisiaj wstałem w świetnym humorze i właściwie niemal od razu po przebudzeniu zapukałem do drzwi Cami, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Zadzwoniłem kilka razy, ale i to nie przyniosło efektu. Przez chwilę pomyślałem, że być może wyszła do sklepu albo poszła załatwić jakiś swoje sprawy, więc wróciłem do siebie, zjadłem śniadanie, poczytałem gazetę i pół godziny później ponowiłem próbę. Znowu bez rezultatu, przestraszyłem się, a jeśli coś jej się stało? Do głowy przyszły mi same najczarniejsze scenariusze, ale szybko odrzuciłem od siebie te myśli. Postanowiłem pójść do swojego mieszkania i znowu spróbować później, kiedy byłem na schodach, usłyszałem hałas dochodzący z jej mieszkania. Po chwili drzwi się otworzyły i wyjrzała zza nich zmęczona i zapłakana Cami. Wyglądała strasznie, tak jakby całą noc nie zmrużyła oka. Była blada i ledwo trzymała się na nogach.
- Co się stało?! - zapytałem przestraszony i szybko do niej podbiegłem.
- Nie potrafię.. - zaczęła słabym głosem. - Przypomniało mi się wszystko.. Jak z Broadway'em i Leną przygotowywaliśmy się do świąt. Nie potrafię, wybacz mi.. - powiedziała cicho, a z jej oczu popłynęły łzy. - A nawet Ci prezent kupiłam, taki ładny krawat - dodała i uśmiechnęła się przez łzy.
- A ja mam dla Ciebie perfumy - powiedziałem szybko, licząc, że to trochę rozładuje napięcie i atmosferę. Jednak wszystko potoczyło się odwrotnie.
- Widzisz, wszystko popsułam - powiedziała w końcu i rozpłakała się na dobre.
- Przestań, nic się nie stało - przytuliłem ją i próbowałem pocieszyć. - Przecież wiesz, że mi na tym nie zależało - dodałem, mając nadzieję, że chociaż trochę ją pocieszę, ale znowu wszystko zepsułem.
- Ale mnie zależało! - wybuchła na nowo. - Chciałam znowu spędzić święta z rodziną, normalnie, jak inni. Chciałam poczuć czyjąś bliskość, zapomnieć o tym, co złe. Ale znowu wszystko zepsułam!
- Wiesz co, mam pomysł - powiedziałem szybko, przerywając jej żałobną tyradę. - Pakuj się jedziemy na święta do moich rodziców.
- Ale.. - odsunęła się ode mnie. - Przecież wcale im o mnie nie mówiłeś, a teraz zjawisz się bez uprzedzenia z jakąś dziewczyną u boku, w dodatku zapłakaną i wyglądającą jak śmierć? Jak Ty przedstawisz mnie swojej rodzinie?
- Moja mama na pewno się ucieszy jak przyjedziemy na święta. A przedstawię Cię jako moją narzeczoną - powiedziałem całkiem poważnie. Cami przez jakiś czas się opierała, nie chciała jechać, ale w końcu udało mi się ją przekonać. Kolejnych kilka godzin upłynęło nam na pospiesznym pakowaniu się i kupowaniu prezentów dla całej mojej rodziny.
Do rodziców wpadliśmy wraz z pierwszą gwiazdką, budząc wielkie i radosne poruszenie. Cami strasznie bała się tego spotkania, czuła się niepewnie, ponieważ bała się jak zostanie przyjęta. Ale moi bliscy wiedzieli, że skoro zdecydowałem się przywieźć ją na święta, to znaczy, że jest dla mnie naprawdę ważna i potraktowali ją jak kogoś, kto już jest członkiem naszej rodziny.

W tym roku spędzamy wspólnie trzecie świta. Jestem z Cami ogromnie szczęśliwy, daje mi wszystko, miłość, ciepło, bezpieczeństwo, a przy tym wszystkim pozostaje całkowicie sobą. Oczywiście cały czas widać jej ból, ale także miłość do męża i córki i wiem, że to zawsze będzie jej częścią, ale już mi to nie przeszkadza i cieszę się, że mogę być przy niej, pocieszać ją gdy tego potrzebuje, być jej przyjacielem, ale także mężem. Cieszę się, że to właśnie z nią dzielę swoje życie, powodzenia i smutki, że to właśnie z Camilą mogę wychowywać naszą córeczkę, której daliśmy imię po starszej siostrze. Jestem ogromnie wdzięczy losowi i Bogu, że Cami wtedy znalazła w sobie odwagę i zagadnęła do mnie, dzięki niej na nowo uwierzyłem w magię świąt, uwierzyłem, że to wspaniałe rodzinne święto i teraz z wielką radością jeżdżę do rodziny, aby razem z nimi spędzić ten magiczny czas.

Merry Christmas and Happy New Year!

No więc z okazji Świąt Bożego Narodzenia, życzę Wam żeby te święta były magiczne, spokojne i rodzinne, żeby spełniły się Wasze wszystkie marzenia, nieważne jakie :) Dużo życzliwości, uśmiechu i radości!
Życzę Wam, żeby każda z Was robiła, to co kocha, żebyście były po prostu sobą, nikogo nie udawały i nie zwracały uwagi, na krytykę innych. Róbcie swoje na swoich warunkach! Życzę Wam, żeby ten nadchodzący 2014 rok, był jeszcze lepszy od tego roku, żeby wszystko wyszło Wam tak jak sobie to zaplanowałyście. No i oczywiście, życzę Wam mnóstwo weny, pomysłów, komentarzy i wyświetleń!
Ponieważ święta, to czas magiczny - "It's the season, love and understanding!"

A w prezencie świątecznym macie ode mnie parta o Semi! :)

Feliz Navidad! <3
Z całego serca życzy MartuLLa.

niedziela, 15 grudnia 2013

Wciąż czekam..

Wspomnienia.
To było bardzo dawno temu, kiedy po raz kolejny przeprowadziłam się w nowe miejsce z moim ojcem, tym razem padło na Buenos Aires. Miałam tego dość, odkąd pamiętam wszędzie czułam się obco, co chwile byłam w innej szkole i musiałam poznawać nowych ludzi.. Odkąd skończyłam 5 lat co chwilę się przeprowadzaliśmy, nienawidziłam tego, za każdym razem kiedy zdążyłam przyzwyczaić się do jakiegoś miejsca, kiedy poczułam, że to właśnie tam jest moje miejsce i do niego należę, mój kochany ojciec oznajmiał mi, że się wyprowadzamy.. Tak było i wtedy, na szczęście ojciec powiedział, że to już ostatni raz i więcej się nie przeprowadzimy. Cieszyłam się bardzo, może w końcu znajdę swoje miejsce na świecie. Znowu musiałam zmienić szkołę i bardzo mnie to stresowało. Bałam się reakcji ludzi, bałam się, że nikt mnie nie polubi, ale szybko okazało się, że będę studiować razem z Marco. Znam go jeszcze z dzieciństwa, byliśmy sąsiadami i najlepszymi przyjaciółmi. Mimo, że minęło tyle lat, Marco nic się nie zmienił, bardzo się ucieszyłam, że go spotkałam i będziemy razem studiować. Od razu zaczęliśmy spędzać razem dużo czasu, chłopak oprowadził mnie po Buenos Aires, pokazał wszystkie najfajniejsze miejsca i przedstawił swoim przyjaciołom.
Wszystkich polubiłam od pierwszego spotkania, tworzyli naprawdę zgraną paczkę, na pierwszy rzut oka widać było, że mogą na siebie liczyć i są w stanie zrobić dla siebie wszystko. Strasznie się ucieszyłam, że być może będę częścią tej paczki i będę spędzała z nimi czas.
Nie pomyliłam się, szybko zostałam zaakceptowana i właściwie staliśmy się nie rozłączni, ale mimo to i tak najwięcej czasu spędzałam z Marco. Mogłam z nim porozmawiać dosłownie o wszystkim, a tematy nigdy nam się nie kończyły. Byliśmy prawdziwymi przyjaciółmi i choć wcześniej nie wierzyłam w istnienie przyjaźni między kobietą a mężczyzną, to właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że taka przyjaźń istnieje. Nasze relacje z dnia na dzień stawały się coraz bliższe, ale cały czas były czysto przyjacielskie. Dzwoniliśmy do siebie codziennie i potrafiliśmy gadać ze sobą po pięć godzin wiedzieliśmy o sobie dosłownie wszystko, także o prywatnych sprawach i to właśnie dzięki niemu uwierzyłam w przyjaźń damsko-męską, mimo to nie zapominaliśmy o naszych przyjaciołach i zawsze znajdowaliśmy czas, żeby się z nimi spotykać.
Kiedy już byłam częścią paczki i wszystko zaczęło się świetnie układać, Marco zaczął umawiać się z Aną. Mimo, że był tylko moim przyjacielem strasznie mnie to zabolało i poczułam jakąś pustkę. Wtedy nie wiedziałam dlaczego, a on zaczął poświęcać swojej dziewczynie coraz więcej czasu, natomiast ja poszłam w odstawkę.. To znaczy cały czas do mnie dzwonił, był przy mnie, ale to już nie było to, co dawniej.. Nie potrafiłam sobie z tym poradzić i coraz częściej pytałam siebie czy przypadkiem się w nim nie zakochałam, ale szybko się otrząsałam i uświadamiałam sobie, że jestem tylko troszkę zazdrosna, bo kiedyś był cały mój, a teraz spędza czas z dziewczyną. Wtedy myślałam, że to prawda i cały czas wmawiałam sobie, że tak jest. Odkąd Marco zaczął chodzić z Aną, często chodziłam smutna i przybita i wtedy przy moim boku pojawił się Leon Verdas. Potrafił mnie wesprzeć, pocieszyć i wywołać uśmiech na mojej twarzy. Zaczęłam spędzać z nim dużo czasu i przestałam sobie zawracać głowę tym, że mój przyjaciel ma dziewczynę i w końcu się w nim zakochałam. Znowu zaczęło się wszystko układać, miałam nie tylko świetnego przyjaciela Marco, ale także fantastycznego chłopaka Leona. Nadal spędzałam czas z Marco, nadal dużo rozmawialiśmy, doradzaliśmy sobie, pomagaliśmy w ciężkich chwilach, nadal byliśmy po prostu przyjaciółmi. Mój związek z Leonem był coraz poważniejszy, zaczęliśmy rozmawiać o przyszłości, pojawiły się nawet palny związane ze ślubem. Byłam z nim ogromnie szczęśliwa, Leon był dobrze sytuowanym młodym mężczyzną, pochodził z dobrego domu, był niesamowicie kulturalny, grzeczny i wychowany. Było nam razem dobrze, mieliśmy wspólne zainteresowania, nigdy się ze sobą nie nudziliśmy. Zdarzało się tak, że czasami mijaliśmy się w swoich planach i oczekiwaniach, ale nie przeszkadzało mi to. Między nami było wspaniale, kochałam i czułam się kochana. Mimo to od czasu do czasu wkradała się myśl, że czegoś mi brakuje, sądziłam, że marzę o czymś czego i tak nigdy nie dostanę, ale sama nie wiedziałam co to jest, nie potrafiłam zdefiniować w czym jest problem i czy w ogóle jest jakiś problem. Z czasem Leon zaczął się stawać coraz bardziej zazdrosny o Marco, o to, że tak często do siebie dzwonimy, że mamy tak dobry kontakt, a tematy do rozmów nam się nie kończą. Marco wiedział bardzo dużo o mnie i o moim związku, wiedziałam, że zawszę mogę na niego liczyć, że zawsze mi pomoże. Tylko raz powiedział mi, że Leon nie jest mężczyzną dla mnie, że mimo podobnych charakterów i zainteresowań różnimy się od siebie i nie powinniśmy dalej być razem. Ostro wtedy zareagowałam i przez jakiś czas nie odzywałam się do Marco, nie podobało mi się to, że ocenia mój związek i krytykuje Leona. Mimo to nie wytrzymałam długo bez mojego przyjaciela, po prostu za bardzo za nim tęskniłam. A Leon.. Leon stawał się coraz bardziej zazdrosny i coraz bardziej przeciwny naszej przyjaźni. Zastanawiałam się dlaczego tak reagował, przecież znał Marco, przyjaźnili się. A on powiedział mi kiedyś w prost, że nie wierzy w to, że to tylko przyjaźń. Dlatego zaczęłam unikać Marco, przestałam odbierać telefony, wykręcałam się jakimiś drobnymi kłamstewkami byle się z nim nie spotkać. Ale związek z Leonem był dla mnie ważniejszy niż przyjaźń, nie chciałam go stracić, mimo, że wiedziałam, że nie robiłam nic złego i tak ograniczyłam kontakty i spotkania z Marco do minimum. Chłopak wyczuł, że zmieniłam swój stosunek do niego i chciał się dowiedzieć dlaczego, co się stało. W końcu postanowiłam się z nim spotkać i wszystko mu wyjaśnić. Rozmowa z nim nie była dla mnie prosta, właściwie to była krępująca i dość trudna. Ale wspólnie z Marco ustaliliśmy, że dla dobra mojego związku przestaniemy się ze sobą kontaktować, mimo, że nie mieliśmy nic na sumieniu. Byliśmy jedynie przyjaciółmi i Leon nie miał powodów do zazdrości. Rozmawialiśmy jeszcze bardzo długo, żeby się nacieszyć sobą, w końcu to było nasze ostatnie spotkanie, a przynajmniej tak mi się wtedy wydawało. Chłopak powiedział mi, że rozstał się z Aną, bo go zdradzała, opowiedział mi o wielu rzeczach, o tym co się zmieniło u niego, w jego rodzinie.. Przez chwilę było tak jak kiedyś.. Kiedy się żegnaliśmy, czułam się okropnie, wiedziałam, że to wszystko moja wina i nie powinnam w taki sposób tracić przyjaciela, ale wtedy zaślepiała mnie miłość do Leona, sama nie wiedziałam czy mam mu podać rękę, przytulić go, pocałować w policzek.. Jak miałam pożegnać się z kimś, kogo więcej nie zobaczę? W jego oczach widziałam to samo, też nie wiedział, co ma zrobić i wtedy tak po prostu rzuciłam mu się na szyję, tym jednym gestem chciałam mu pokazać ile dla mnie znaczy i że nigdy go nie zapomnę, Marco mocno mnie ścisnął i szepnął mi do ucha: "Vilu, będę na Ciebie czekał." po czym mnie puścił, uśmiechnął się i odszedł w swoją stronę. Zostawiając mnie samą z moimi myślami. Wróciłam do domu i zaczęłam się zastanawiać, czy słusznie postąpiłam, a może powinnam walczyć o przyjaźń? Przecież znałam Marco od dziecka, nie powinnam jednego dnia wszystkiego przekreślać, mimo to nic nie zrobiłam, zostałam przy Leonie. Z dnia na dzień coraz bardziej brakowało mi Marco, rozmów z nim, jego poczucia humoru, uśmiechu, dobrej rady. Nie miałam się z kim podzielić tym co dzieje się w moim życiu. Tęskniłam za nim i nie umiałam sobie z tym poradzić, mimo, że był przy mnie Leon i byłam z nim szczęśliwa, to wielokrotnie po nocach płakałam z tęsknoty za przyjacielem. Mijały kolejne dni, tygodnie, miesiące, a moja tęsknota stawała się coraz większa, oczywiście przyzwyczaiłam się do tego, że go nie ma przy mnie, ale nigdy nie przestałam o nim myśleć.
Z czasem między mną a Leonem wszystko zaczęło się psuć, coraz więcej rzeczy nie pasowało i zaczęliśmy być dla siebie obojętni. Często kłócąc się traciliśmy nad sobą panowanie i wypominaliśmy sobie wszystko to, co najgorsze. On oczywiście zawsze wypominał mi Marco, co bolało mnie podwójnie, bo nie dość, że z ust ukochanego wychodziły najgorsze oskarżenia, to jeszcze przypominały mi się wszystkie chwile z przyjacielem. Po jakimś czasie podjęłam decyzję, że mam już tego dość, mam dość tych ciągłych oskarżeń o coś czego nie zrobiłam i w końcu skończyłam ten toksyczny związek. Od razu poczułam ogromną ulgę, ale również żal do siebie.. Żal o to, że pozwoliłam jedynemu mężczyźnie, który zawsze był dla mnie ważny odejść.. Dopiero po rozstaniu z Leonem uświadomiłam sobie jak ważny był dla mnie Marco i dopiero po rozstaniu z Verdasem poczułam ten ogromy ból po stracie przyjaciela..
Zamknęłam stary rozdział i zaczęłam układać sobie życie na nowo, mimo stale towarzyszącego bólu i tęsknoty, wreszcie mi się udało.. Znalazłam pracę i poznałam Diego. Na początku bałam się angażować, byłam zimna, obojętna i zamknięta na tą znajomość, jednak po jakimś czasie się przełamałam. Trochę lepiej się poznaliśmy i po kilku miesiącach się pobraliśmy. Nie było to małżeństwo z miłości, przynajmniej nie z mojej strony, po prostu bałam się być sama. Między nami było dobrze, spokojnie, bezpiecznie, ale bez uczucia. I znowu przez cały czas wydawało mi się, że czegoś mi brakuje, ale tak jak wcześniej tłumaczyłam to sobie tym, że pewnie marzę o czymś nierealnym i uważałam, że w końcu w każdym związku pojawia się obojętność..
Teraźniejszość.
Zdaje sobie sprawę z tego, że moje małżeństwo pewnie długo nie przetrwa, chociaż wszyscy mówią mi, że Diego jest zakochany we mnie do szaleństwa, to ja nie potrafię tego odwzajemnić.. Nie potrafię go pokochać, bo nie jest nim.. Tak wiele musiało się wydarzyć, żebym wreszcie uświadomiła sobie kogo tak naprawdę kocham. Musiałam sprawić tyle cierpienia nie tylko jemu, ale także sobie, żeby wreszcie przyznać się przed sobą, że to właśnie jego kocham od samego początku, a teraz go tu nie ma i nawet nie wiem gdzie on jest. I mimo tego, że cały czas go szukam, nigdzie nie mogę go znaleźć. Zapadł się pod ziemię.
I kiedy wreszcie zaczynam godzić się z tym, że go już nie ma i więcej go nie zobaczę, mimo, że to boli jak cholera, spotykam go przypadkiem w parku. Nic się nie zmienił, wygląda tak samo. Błyszczące oczy, roztrzepane włosy i ten niesamowicie olśniewający, szczery uśmiech. Jest diabelnie przystojny! Czy wcześniej to zauważyłam? W końcu mnie zauważył, zawołał jakąś dziewczynkę i zaczął się kierować w moją stronę. W głębi modle się, żeby mi powiedział, że to jego bratanica albo siostrzenica albo opiekuję się córką sąsiadów, ale z daleka słyszę jak dziewczynka mówi do niego "Tato", a on podszedł do mnie jak gdyby nigdy nic.
- Cześć, dawno się nie widzieliśmy - powiedział i szeroko się uśmiechnął. - Nic się nie zmieniłaś - dodał.
- Ty też - odpowiedziałam i próbowałam się uśmiechnąć, ale raczej wyszedł mi z tego jakiś grymas.
- Co u Ciebie? Opowiadaj - zaczął mnie wypytywać o wszystko, zupełnie tak, jakby nic się nie stało, jakbym go od siebie nie odepchnęła i nie zniszczyła naszej przyjaźni. Znowu zaczęliśmy rozmawiać o wszystkim.
- Wszystko w porządku, jak widać - odparłam krótko i się delikatnie uśmiechnęłam.
- Ale jesteś rozmowna - dodał z uśmiechem. - Co z Leonem?
- Nie wiem, rozstaliśmy się - powiedziałam. - Cały czas się mijaliśmy, chcieliśmy czegoś innego, nie układało się. Wszystko zaczęło się od podejrzeń o naszą przyjaźń i zarzucania, że między nami jest coś więcej - dodałam zgodnie z prawdą. Wtedy Marco posmutniał, cała radość zniknęła z jego twarzy, nie było śladu po uśmiechu. - Co się stało?
- Wiesz Vilu.. - zaczął powoli. - Odkąd tylko pojawiłaś się w Buenos Aires byłaś dla mnie kimś więcej niż przyjaciółką i cały czas miałem nadzieję, że Ty też widzisz we mnie kogoś więcej niż tylko przyjaciela - odparł smutno. - Już nigdy nie pokocham nikogo tak jak kochałem.. Kocham Ciebie - dodał łamiącym się głosem, a ja stałam jak słup soli, patrzyłam mu w oczy i nie wiedziałam, co mam powiedzieć. Czemu wcześniej tego nie zauważyłam, czemu wcześniej nic mi nie powiedział?
- Marco.. - szepnęłam, ale nie zdążyłam dodać nic więcej, bo podeszła do nas jego żona - Francesca. Potraktowała mnie z dużym chłodem i dystansem, chociaż kiedyś się przyjaźniłyśmy. Marco poprosił ją, by wzięła ich córeczkę na chwilę na plac i dała nam porozmawiać jeszcze przez pięć minut. Fran z wielką niechęcią zgodziła się na prośbę męża i szybko odeszła. A my.. Staliśmy na przeciwko siebie i żadne z nas nie miało odwagi się odezwać.. Po prostu patrzyliśmy sobie w oczy, z których mogliśmy wyczytać wszystko..
 - Byłam głupia, że wcześniej tego nie zauważyłam - odezwałam się pierwsza. - Teraz jest już za późno.. - dodałam, podeszłam do niego i tak jak kiedyś rzuciłam mu się na szyję, od razu mocno mnie przytulił. Poczułam przyjemne ciepło i wiedziałam, że straciłam swoją prawdziwą miłość, pewnie na zawsze.. Mimo to nie mogłam się powstrzymać i szepnęłam: "Teraz to ja będę czekać na Ciebie." odsunęłam się od niego i obdarzyłam go uśmiechem. Pożegnaliśmy się i każdy poszedł w swoją stronę.
Od spotkania w parku nie mamy ze sobą żadnego kontaktu, tym razem to ja odsuwam się w cień, moje małżeństwo z Diego nie byłoby dla mnie przeszkodą, gdyby tylko Marco chciał spróbować.. Gdyby dał jakiś znak.. Jednak tym razem to nie ja decyduje o naszej przyszłości.. Wciąż czekam..



Taki tam parcik o Vilu i Marco! 
Co sądzicie, podoba się? Po dość długiej nieobecności na blogu wracam z One Partem, myślicie, że to dobry pomysł?
Mam dużo pomysłów, więc jak tylko znajdę wolną chwilę, to będę pisała. Ale z góry mówię, że będę próbowała tworzyć takie pary jakich nie ma w serialu, no chyba, że będę miała pomysł na jakąś konkretną parę :)
Jeśli chodzi o ciąg dalszy opowiadania.. to coś tam zaczęłam skrobać, ale nie mam jeszcze weny na skończenie go, więc zajmę się takimi tam krótkimi partami ;)
Miłego czytania! :*
MartuLLa!


środa, 25 września 2013

Przepraszam..

Jak wszystkie zauważyłyście prawie w ogóle mnie tu nie ma. Nie będę się tłumaczyć brakiem czasu ani weny, bo nie o to chodzi. Ja po prostu straciłam chęci do prowadzenia bloga.. Wszystko mi się ostatnio wali, naprawdę dosłownie wszystko.. Po prostu się pogubiłam i sama nie wiem co mam robić..
Gdybym pisała dalej opowiadanie, to pewnie połowa bohaterów by umarła, a druga połowa stała by się jakaś wredna i chamska dla innych.. Albo wszyscy by się rozstali i się nienawidzili.. Wiecie same czarne scenariusze..
Przepraszam Was za to, że obiecuję rozdziały, a później ich nie dodaję, jest mi wstyd z tego powodu i za to Was naprawdę szczerze przepraszam.
Na chwilę obecną dalsze pisanie tego bloga staje pod ogromnym znakiem zapytania.. ?
Dziękuję Wam za to, że bez względu na to ile musicie czekać na rozdział, zawsze ze mną jesteście. Za to, że mogę liczyć na wasze wsparcie. Dziękuję za każdy komentarz, który motywuje do dalszego pisania i sprawia, że wierzę, że komuś podoba się to co robię.
Nie mówię, że to koniec tego bloga, bo chyba mimo wszystko nie jestem w stanie tego zakończyć, na razie zrobię sobie przerwę. Ale wrócę - obiecuję! (tak łatwo się mnie nie pozbędziecie xd)
Oczywiście będę na bieżąco czytała Wasze rozdziały i będę Was wspierała :)
Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie.
Kocham Was i jeszcze raz dziękuję Wam za wszystko! <3

Na koniec macie jeszcze tych wspaniałych chłopaków!
Samu, Facu, Jorge, Nico, Diego, Xabi i Ezequiel <3

A no i oczywiście jeśli tylko dostanę jakieś One Part'y od razu pojawią się one na moim blogu :*
To chyba tyle.
Wasza MartuLLa!

sobota, 14 września 2013

Hej Ty. Tak Ty! Przeczytaj, proszę ;D

No więc w końcu odzyskałam komputer! Po dość długim oczekiwaniu nadszedł ten dzień, ale nie o tym chcę pisać.
Rozdział się piszę, także jutro powinien się pojawić ;P (ale o tym też nie chciałam pisać ;D)
Mianowicie wpadł mi do głowy pewien pomysł, mam nadzieję, że Wam się spodoba ;)
Same dobrze wiecie, że ostatnio bardzo rzadko dodaje rozdziały i jest mi z tego powodu strasznie wstyd i bardzo Was przepraszam.. Dlatego pomyślałam sobie, że (jeżeli znajdą się chętne osoby) mogła bym wstawiać na bloga One Part'y ;) Nie ważne o kim będą o Lenonettcie, Naxi, Marcesce, Jortini, Tomile czy jakiejkolwiek innej parze, jest mi to bez różnicy. Po prostu chciałabym, abyście miały co czytać na moim blogu, a jednocześnie mogły się wykazać swoim talentem :)
Co Wy na to?
Prace wysyłajcie tu: martulla.94@tlen.pl 
Mam nadzieję, że znajdzie się pare osób, które wyślą mi prace i będę mogła je publikować :)


Taki uroczy Jorge 

MartuLLa.

wtorek, 3 września 2013

Ważne.

Ostatnio prawie w ogóle mnie tutaj nie ma, za co bardzo serdecznie przepraszam, wszystko z powodu popsutego komputera..
Oglaszam, że moja wena wróciła ze swoich wakacji, więc jak tylko dostane kompa z naprawy to wracam do pracy ;)
Tą notke pisze z kompa brata, bo cichaczem mu go zabrałam ;p 
Wasze blogi czytam regularnie, wszystkie, niestety jeśli chodzi o komentowanie, to mój telefon odmawia posłuszeństwa, kiedy chce to zrobić.. Wszystko się sprzysięgło przeciwko mnie, po prostu złośliwość rzeczy matwych..
Dobra nie przynudzam więcej, liczę na cierpliwość z waszej strony (którą i tak pewnie wykorzystuje do granic możliwości..)

Macie jeszcze na koniec 2 filmiki xd

Miny Leona i Germana po prostu boskie!<3

MartuLLa.

czwartek, 15 sierpnia 2013

29.

Leon
Stałem z Violą pod jej szafką, kiedy dała mi do ręki jakiś liścik. Od razu domyśliłem się, że to od Lary, no ale jakaś część mnie modliła się, żeby to było coś innego. Niestety nie pomyliłem się, liścik napisała Lara, co oznacza kolejne kłopoty. 
- Vilu, co się stało? - zapytała Ludmiła podchodząc do nas. Dopiero teraz zauważyłem, że Violetta stoi bardzo smutna, aż mi się głupio zrobiło, że wcześniej nie zwróciłem na to uwagi.
- Lara się stała - powiedziała moja dziewczyna i wskazała na liścik, który od razu podałem Ludmile. Dziewczyna szybko go przeczytała i zgniotła.
- Ta dziewucha jest jakaś nienormalna.. Ale spokojnie, nie damy się jej i już ja się dowiem, co ona tutaj robi - powiedziała i uśmiechnęła się. - Nie bój żaby mała, Lara nie ma z nami szans - dodała i pokazała nam język, to wywołało na naszych twarzach uśmiech. Ludmi ma racje, nas jest więcej, a ona jest sama, nic nam nie zrobi. - A teraz przepraszam, ale umówiłam się z moim zabójczo przystojnym chłopakiem..
- To już nie jesteś z Tomasem? - przerwałem jej i zaśmiałem się, za co oberwałem w ramię.
- Właśnie o nim mówię - powiedziała i uniosła brodę do góry. - Idę do Resto. Do zobaczenia później - uśmiechnęła się do nas. - Ludmiła wychodzi! - dodała na koniec, zrobiła śmieszny gest, po czym odwróciła się na pięcie i już jej nie było.
Ludmiła
Wychodziłam ze studio pogrążona w myślach, właściwie cały czas myślałam tylko o jednej osobie, ostatnio był jakiś dziwny, jakby nieobecny.. Na pewno coś ukrywa, już ja go znam. Kiedy wychodziłam wpadłam na dziewczynę, gdy podniosłam głowę zobaczyłam Larę. CHOLERA! - krzyknęłam w myślach, mam przechlapane.
- Lara przepraszam, nie chciałam - jęknęłam i już miałam odchodzić, kiedy dziewczyna złapała mnie za rękę.
- Nie jestem Lara - uśmiechnęła się. - Mam na imię Lora. Jestem jej siostrą bliźniaczką. - CO? - krzyknęłam w głowie. To niemożliwe. Są dwie, czyli.. Będą podwójne kłopoty? Ale ta wydaje się jakaś taka milsza, może to dwa przeciwne charaktery.. Ale co ona tutaj robi? - Nie wiesz gdzie znajdę Pablo? Muszę z nim porozmawiać - wyjaśniła i znowu się uśmiechnęła.
- W tym pokoju - wskazałam na niebieskie drzwi zaraz obok nas. - Przy okazji jestem Ludmiła - dodałam.
- Miło Cię poznać - powiedziała. - Bardzo dziękuję za pomoc - dodała i poszła w kierunku wskazanych drzwi. Wyszłam ze studia i szłam parkiem cały czas zastanawiając się, o co tutaj chodzi, kiedy nagle do głowy wpadła mi genialna myśl. Szybko wyjęłam telefon i zadzwoniłam do Tomasa. Odebrał po pierwszym sygnale.
- Tomas spóźnię się na nasze spotkanie, ale muszę coś załatwić - powiedziałam szybko. - Wszystko Ci wytłumaczę jak się zobaczymy. Kocham Cię - dodałam i rozłączyłam się nie dając mu dojść do słowa. Zawróciłam i pobiegłam w stronę Studio, było to dość trudne na szpilkach, ale jakimś cudem ani razu się nie przewróciłam, chyba nabieram w tym wprawy. Wbiegłam do Studio jak błyskawica i zatrzymałam się przy drzwiach gabinetu Pablo, usłyszałam, że z kimś rozmawia, ale nie byłam pewna z kim, dopóki nie zwrócił się do niej po imieniu. TAK! zdążyłam, Lora cały czas jest w środku.
- Nie byłaś umówiona z Tomasem? - zapytała Viola podchodząc do mnie od tyłu, a ja z wrażenia aż podskoczyłam.
- Byłam - wyjaśniłam. - Ale chyba coś odkryłam i muszę sprawdzić, czy mam rację - wyjaśniłam.
- O co chodzi? - zapytała zdziwiona.
- Poczekaj chwilę, wszystko się wyjaśni - uśmiechnęłam się. - A teraz idź do nich, bo zaraz wszyscy się tu zlecą, dobra?
- Okej, okej, już idę - powiedziała zrezygnowana. Stałam jeszcze chwilę niedaleko gabinetu Pablo, kiedy nagle drzwi się otworzyły, a ze środka wyszła Lora. Szybko do niej podeszłam, co wywołało na twarzach moich przyjaciół niezadowolenie i rozczarowanie.
- Hej - uśmiechnęłam się. - Mam taką trochę nietypową prośbę.. - zaczęłam.
- Słucham? - odparła z uśmiechem.
- Mogłabyś coś zaśpiewać? - zapytałam, z nadzieją, że nie robię z siebie kompletnej kretynki.
- Pewnie - powiedziała z entuzjazmem Lora i zaczęła śpiewać Veo Veo. Kopara mi opadła, zresztą moim przyjaciołom też. Teraz już jestem pewna, o co tutaj chodzi.
- Jesteś świetna - powiedziałam, kiedy skończyła śpiewać.
- Dzięki - odpowiedziała lekko się rumieniąc. - A teraz przepraszam, ale muszę już iść - dodała i szybko odeszła..
Violetta
- Jakie jest prawdopodobieństwo, że w pół dnia nauczyła się tak śpiewać? - zapytała Fran.
- I dlaczego Ludmi z nią gada? - zadała kolejne pytanie Naty.
- Zaraz się dowiemy - powiedziałam i spojrzałam na idącą w naszym kierunku Ludmiłę.
- Najpierw idziemy do Resto. Tomas na mnie czeka, jemu też muszę to wyjaśnić - powiedziała za nim zdążyliśmy o cokolwiek zapytać. Całe szczęście do Resto było blisko, więc po 5 minutach już byliśmy.
- A ja myślałem, że spędzimy trochę czasu sami - powiedział Tomas, kiedy podeszliśmy do stolika, przy którym siedział. 
- To za chwilę - powiedziała Ludmiła i uśmiechnęła się do niego czule.
- Nie czas na amory - powiedział Maxi. - Mów o co chodzi.
- Już, tylko nie krzycz - powiedziała szybko Ludmi. - No więc jak wychodziłam dziś ze Studio, to wpadłam na dziewczynę i na początku myślałam, że to Lara i że zaraz będę miała kłopoty, ale dziewczyna przedstawiła się jako Lora i powiedziała, że jest siostrą bliźniaczką Lary. Nie mogłam połączyć faktów, ale w końcu mnie olśniło. Lara musiała podszyć się za swoją siostrę, dlatego chodzi do Studio. Sami słyszeliście jak śpiewa Lora, na bank ją przyjęli, a ta małpa to wykorzystała, żeby zniszczyć wasz związek.
- To ma sens - powiedział Leon. - Lara coś tam wspominała o siostrze.. No ale w życiu bym na to nie wpadł..
- Lara pewnie poszła do Pablo i powiedziała, że zrobili literówkę w jej imieniu, czy coś, dlatego nikt się nie zorientował, że to dwie różne osoby - dodała Ludmi.
- A co Lora robiła dziś w Studio? - zapytała Cami.
- Tego nie wiem, ale po tej krótkiej rozmowie z nią mogę stwierdzić, że jest zupełnym przeciwieństwem Lary, dlatego dowiem się dokładnie o co tutaj chodzi - powiedziała i się uśmiechnęła.
- Teraz to rzeczywiście ma sens - zauważyłam. - Przecież ani Pablo, ani Antonio, nie przyjęli by łapówki, a bez talentu też by się nie dostała, dlatego wykorzystała siostrę.. Co za dziewczyna, no nie wierzę.. - dodałam.
- W każdym razie wiemy już o co chodzi - powiedział Andres. 
- A teraz przepraszam, ale razem z moim zabójczo przystojnym chłopakiem..
- To nie jesteś już z Tomasem? - przerwał jej Louie i się zaśmiał. Za co tak jak Leon dostał w ramię.
- No następny. Właśnie o nim mówię - powiedziała Ludmi. - Razem z Tomasem wychodzimy, mieliśmy spędzić trochę czasu razem. Nie musicie dziękować za rozwiązanie zagadki. Pa - dodała, złapała Tomasa za rękę i śmiejąc się wyszli z Resto.
- Idziemy za nimi? - zapytał Diego, a my ochoczo się zgodziliśmy. Serio mamy coś z głowami, ale lubimy tak chodzić za jakąś parą, to takie śmieszne.
Ludmiła
Nareszcie spędzimy trochę czasu tylko we dwójkę, już tak dawno nigdzie razem nie byliśmy. Cały czas spotykaliśmy się całą paczką, aż przyjemnie było chodzić tylko we dwójkę. 
- To co chcesz robić blondyno? - zapytał Tomas i zabawnie poruszył brwiami, a ja się zaśmiałam.
- Obojętnie - powiedziałam. - Byle razem. 
- Zaproponował bym kino, ale to mało romantyczne, a poza tym grupa pościgowa pójdzie za nami - powiedział i się uśmiechnął.
- Co? Jaka grupa? - zapytałam, byłam naprawdę zdziwiona i zupełnie nie wiedziałam o co chodzi.
- No Viola, Leon, Fran, Marco, Diego, Cami, Louie, Naty, Maxi, Andres i Napo. 
- Nie ma z nimi Leny i Braco, aż dziwne - powiedziałam i się zaśmiałam. - Jakby ich tu zgubić? - zastanawiałam się. 
- Chodźmy w kółko - szepnął Tomas. - Stracą nas na chwilę z oczu, a my będziemy szli za nimi, później gdzieś zboczymy.
- Dobry pomysł - uśmiechnęłam się i poszłam za nim. Swoją drogą, jak oni tak mogą. Wczoraj nie poszliśmy za Fran i Marco, chociaż wszyscy zauważyliśmy, jak odchodzili, a oni dzisiaj za nami poleźli. Już ja im dam łażenie za nami - uśmiechnęłam się sama do siebie. Tomas miał rację, przez chwilę ani my nie widzieliśmy ich, ani oni nas, szybko przyspieszyliśmy kroku i po chwili szliśmy jakieś 30 metrów za nimi. A oni cały czas się rozglądali w poszukiwaniu mnie i Tomasa zupełnie nie świadomi tego, że jesteśmy tuż za nimi. Strasznie chciało mi się śmiać.
- To co, zmywamy się? - zapytał szeptem Tomas, żeby tamci nas nie usłyszeli.
- Jasne - odpowiedziałam z uśmiechem. - Napiszę im tylko sms-a - wyciągnęłam telefon i szybko wystukałam wiadomość: "Najciemniej pod latarnią! Wiemy, że za nami poszliście, jakbyście nas szukali, to jesteśmy za wami ;D Albo już nie. Kochamy Was :*" i wysłałam do Violi. Schowaliśmy się za drzewem i czekaliśmy na ich reakcję.
- To Twoja wina - powiedział Leon do Diego. - Jakbyś tak szybko nie szedł, to by się nie zorientowali.
- Weź się odczep - powiedział Diego. - Pewnie któraś z dziewczyn napisała im sms-a, że ich śledzimy.
- Chyba Cię pogięło! - krzyknęła Fran. - Gdybyśmy im to napisały, to stracilibyśmy całą zabawę - dodała.
- W sumie racja - powiedział zrezygnowany Diego. - To co teraz robimy?
- Nie wiem - powiedział Andres. - A gdzie Maxi i Naty? - zapytał. My też nie zauważyliśmy jak odeszli, spryciarze. Jeszcze chwilę postaliśmy za drzewem słuchając, jak zastanawiają się gdzie zniknęliśmy, ale w końcu postanowiliśmy stamtąd pójść, żeby spędzić trochę czasu razem.
Tomas
Chodzimy już z dobre pół godziny zupełnie bez celu, serio jestem aż taki głupi, że nie potrafię wymyślić nic romantycznego? Nie chcę zwalać winy na Ludmi, ale to jej wina, bo przy niej nie mogę się skupić i wymyślić nic konkretnego, więc nie może mieć do mnie pretensji. No ale Heredia, ogarnij się i wymyśl coś w końcu, przecież to nie musi być nic wypasionego, wystarczy, że będziecie razem i w ogóle.
- Ludmi, co chcesz robić? - zapytałem. No pięknie, jaki ja jestem głupi, od razu się zorientuję, że nie mam pomysłu na to spotkanie. Geniusz ze mnie nie ma co.
- Chcę porozmawiać - odparła dość poważnie, trochę się zmartwiłem, no bo coś musiało się stać i chyba domyślałem się o co jej chodzi. Cholera. Ciężko będzie to powiedzieć..
- Dobrze - odpowiedziałem po chwili. - Chodźmy tam - dodałem i wskazałem na ławkę, która stała niedaleko. 
- Tommy - zaczęła spokojnie. - Co się dzieje?
- Ale o co chodzi? - zapytałem udając, że zupełnie nie wiem o czym mówi. Chcę jej powiedzieć i całej reszcie też, ale nie wiem jak..
- Tomas, proszę Cię, nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi - powiedziała błagalnie. - Przecież widzę, że coś jest nie tak, ostatnio mało czasu spędzamy razem.. Powiesz mi co się dzieje?
- Okej - powiedziałem zrezygnowany, przecież musiałbym jej to powiedzieć. - Mój tata wrócił z Hiszpanii.. - zacząłem.
- To świetnie - krzyknęła niesamowicie uradowana Ludmi i klasnęła w dłonie. - Dlaczego się nie cieszysz? - zapytała kiedy trochę opanowała emocje.
- No bo.. - zacząłem znowu. Cholera, przecież to nie takie trudne do powiedzenia, a jednak, nie może mi to przejść przez gardło. -  On nie wrócił na stałe, tylko na jakiś czas, a później chce nas zabrać ze sobą do Madrytu, bo twierdzi, że tam będzie nam lepiej - powiedziałem tak szybko, że sam nie wiele zrozumiałem ze swojej wypowiedzi. Ludmi jednak doskonale wszystko zrozumiała, siedziała a na jej twarzy było widać coraz więcej smutku, a oczy całe miała zaszklone łzami - Proszę Cię, nie płacz - dodałem i blado się uśmiechnąłem. - Coś wymyślę - moja dziewczyna nic nie powiedziała, tylko przytuliła się do mnie.
W tym samym czasie.
Maxi
- Naty, gdzie mnie ciągniesz? - zapytałem cały czas idąc za moją dziewczyną.
- Drepczesz za mną jak Maite - uśmiechnęła się do mnie. - A tam gdzie idziemy to niespodzianka - dodała.
- Coś czuję, że ma to coś wspólnego z moją siostrą - powiedziałem nie patrząc na nią, ale wyczułem, że mam racje. - Poważnie? Urwaliśmy się od grupy szpiegów tylko po to, żeby spędzić czas z Maite?
- Maxi! - prawie krzyknęła Naty. - Przecież coś jej obiecałeś.
- Co? - zapytałem zdziwiony i od razu tego pożałowałem, bo Naty zgromiła mnie wzrokiem. Cholera jak zwykle o czymś zapomniałem. - Oj no proszę, powiedz mi, bo nie pamiętam.
- Masz trochę czasu, żeby sobie przypomnieć - powiedziała surowo dziewczyna i ruszyła przed siebie. Znowu dreptałem za nią jak mała dziewczynka i rozmyślałem o tym, co obiecałem swojej siostrze. Przecież ja jej już tyle rzeczy obiecałem, że w życiu sobie tego nie przypomnę, a zaraz będziemy pod moim domem. Naty mogłaby być trochę bardziej po mojej stronie.
- Zawsze jestem po Twojej stronie - powiedziała nagle moja dziewczyna. Teraz jeszcze czyta mi w myślach, jeszcze czegoś o niej nie wiem? - Nie czytam Ci w myślach, po prostu gadasz na głos - dodała szeroko się uśmiechając. No i wszystko jasne.
- To powiesz mi, co jej obiecałem? Proszę, serio nie pamiętam - zrobiłem maślane oczka z nadzieją, że uda mi się ją przekonać.
- No dobra, niech Ci będzie, ale nie myśl, że dałam się złapać na te Twoje oczka - powiedziała i zachichotała. Z ręką na sercu mogę powiedzieć, że ten dźwięk, to najwspanialszy dźwięk jaki kiedykolwiek słyszałem. - Obiecałeś jej, że w trójkę pójdziemy dziś to tego ogromnego wesołego miasteczka, które się ostatnio rozłożyło niedaleko Studio.
- WŁAŚNIE! - krzyknąłem. - Już pamiętam. Chodź, szybko - dodałem i zacząłem biec ciągnąc moją dziewczynę za sobą. Jak mogłem o tym zapomnieć. Po dosłownie dwóch minutach byliśmy w moim domu. - Maite! - zacząłem się drzeć jak nienormalny gdy weszliśmy do środka.
- Maximiliano, przestań krzyczeć - powiedziała moja mama wychodząc z kuchni. - Pali się czy co?
- Nie - uśmiechnąłem się. - Gdzie Maite?
- Tu! - powiedziała radośnie schodząc ze schodów. - Naty! - krzyknęła i przytuliła się do niej.
- Koniec tych czułości, wychodzimy - zarządziłem.
- Gdzie? - dopytywała moja mama.
- Do wesołego miasteczka - wyjaśniłem.
- Poczekaj chwilę, przebiorę ją - powiedziała szybko mama i porwała Maite na górę. Po około 5 minutach w trójkę wychodziliśmy z domu. Zapowiadał się fantastyczny wieczór z dwiema najlepszymi kobietami w moim życiu. 
- Już nam tak nie słodź - powiedziała roześmiana Naty, trzymając Maite za rączkę. Cholera znowu gadam na głos.
Lena
Siedziałam razem z Braco w moim pokoju. Za dwa dni wyjeżdżamy, strasznie będę tęsknić za całą naszą paczką, za Studio i w ogóle za wszystkim. Całe szczęście Braco jedzie ze mną, chociaż nie wiem czy to jest dobry pomysł, przecież przeze mnie musi zrezygnować ze Studio, zostawić przyjaciół, rodzinę. Nie mogę mu tego zrobić.
- Braco.. - zaczęłam dość niepewnie, mruknął coś w odpowiedzi, co znaczy, że mnie słucha chociaż na mnie nie patrzy. Spojrzałam na jego zdjęcie stojące przy moim łóżku. - Nie możesz ze mną jechać - powiedziałam wreszcie cały czas patrząc na zdjęcie. Czułam, że mi się przygląda, ale nie miałam odwagi odwrócić wzroku i spojrzeć mu w oczy.
- Słucham? - zapytał w jego głosie słyszałam zdezorientowanie i wcale mnie to nie zdziwiło, no bo przecież za chwile mamy wyjechać a ja wyskakuje z czymś takim. - Dlaczego? - zapytał siadając obok mnie i obejmując mnie ramieniem.
- Nie mogę pozwolić na to, żebyś rezygnował dla mnie ze wszystkiego - powiedziałam szybko cały czas nie odwracając głowy w jego stronę. 
- Z niczego nie rezygnuję - powiedział a ja wyczułam, że się uśmiecha. - Przecież nadal będę tańczył, ale nie to jest najważniejsze - dodał i na chwilę przerwał, czym zwrócił moją uwagę. Szybko odwróciłam głowę i spojrzałam mu w oczy.
- Nie? - zapytałam, teraz to ja byłam zdezorientowana. - Przecież taniec jest Twoim życiem - powiedziałam.
- Uwielbiam tańczyć, ale to Ty jesteś moim życiem, najważniejsze jest to, że będę z Tobą - powiedział szeroko się uśmiechając, a ja spuściłam głowę czując, że moje policzki robią się coraz bardziej czerwone. - Dlatego za dwa dni wyjedziemy razem w Twoją trasę koncertową i będzie super - dodał bardzo rozentuzjazmowany. - Ślicznie wyglądasz gdy się rumienisz - szepnął mi na ucho, a ja spłonęłam jeszcze większym rumieńcem, ale odpowiedziałam uśmiechem na jego uśmiech. To takie cudowne być z kimś takim, w pół minuty rozwiał wszystkie moje wątpliwości. Strasznie się cieszę, teraz już o nic nie muszę się martwić.
Naty
Jesteśmy w wesołym miasteczku dopiero z dwie godziny, a ja się czuję jakbym tu była z czwarty dzień. Nie chcę narzekać, bo świetnie się bawię. Ale Maite ma tyle energii i wszędzie chce iść, na każdą karuzelę, zjeżdżalnię, chce robić dosłownie wszystko. Całe szczęście na większość karuzeli jest za mała. Właśnie na nich czekam, bo poszli kupić bilety na kolejną karuzelę, ja wolałam poczekać na ławce i chwilę posiedzieć. Skąd Maite bierze tyle energii, ja mam już dosyć i widzę, że Maxi też ledwo daje radę, no ale czego on nie zrobi dla swojej małej księżniczki. Fajnie, że spędza tyle czasu ze swoją młodszą siostrą, widać, że będzie dobrym ojcem. Matko o czym ja myślę. Mamy po 19 lat, ogarnij się dziewczyno - skarciłam się sama w myślach.
- Przepraszam - z moich myśli wyrwał mnie jakiś chłopak, który pojawił się obok jakby wyrósł spod ziemi. - Nie chcę przeszkadzać i pewnie wyda Ci się to dziwne, ale mam dla Ciebie propozycję.
- Dla mnie? - zapytałam zdziwiona, jaką ktoś może mieć propozycję dla mnie.
- Tak - odparł i się uśmiechnął. - Nie chcę wyjść na jakiegoś prześladowcę, ale już wcześniej zwróciłem na Ciebie uwagę i bardzo spodobał mi się Twój uśmiech - dodał, a ja się lekko zarumieniłam. Fajnie słyszeć takie komplementy, ale o co mu chodzi? - Może zechciałabyś.. - nie dokończył, bo przerwał mu mocno wkurzony Maxi, który stanął tuż zanim.
- Nie, nie zechciałaby - zagrzmiał mój chłopak, nigdy wcześniej nie słyszałam, żeby mówił takim tonem, trochę się przestraszyłam, Maite chyba też, bo szybko wyrwała swoją rączkę z jego uścisku i podbiegła do mnie. Chłopak który do mnie podszedł patrzył to na mnie, to na niego i zupełnie nie wiedział co ma zrobić, wyciągnął z kieszeni jakąś karteczkę, podał mi ją i odszedł. Nawet nie patrzyłam na to, co trzymam w dłoni, cały czas patrzyłam się na Maxi'ego. - Kto to był? - zapytał trochę spokojniejszym głosem.
- Nie wiem - odparłam zgodnie z prawdą. - Czekałam na was, a on do mnie podszedł, nawet nie wiem czego chciał - dodałam i spojrzałam na kartkę, którą mi wręczył.
- Co tam masz? - zapytał Maxi podchodząc bliżej i patrząc na kartkę, na której widniało nazwisko i adres studia fotograficznego. - Chciał Cię zaprosić na sesję, czemu się nie zgodziłaś?
- Pewnie dlatego, że ktoś w bardzo brutalny sposób przerwał naszą rozmowę - powiedziałam przewracając oczami. - Macie te bilety?
- Mamy - zawołała Maite i klasnęła w rączki. - Idziemy - zarządziła mała, z nią nie warto dyskutować, bo i tak jest się na straconej pozycji.
- Jeszcze o tym pogadamy - szepnął mi Maxi na ucho, złapał Maite za rączkę i poszliśmy w stronę karuzeli. O czym on chce rozmawiać, przecież ja nawet nie zamierzam się zgodzić na tą sesję. Przecież to ja Naty, zawsze stałam z boku, niewidoczna, zawsze byłam cieniem Fran, Cami i Ludmi, niby się z nimi przyjaźniłam, ale to zawsze one grały pierwsze skrzypce, a ja stałam na uboczu. A może to czas najwyższy, żeby wyjść z tego cienia, żeby to mnie w końcu ktoś zauważył, może.. Ale raczej nie mam tyle odwagi, by to zrobić. Sama nie wiem, co o tym myśleć.. Do końca dnia byłam zupełnie nieobecna, cały czas rozmyślałam o tej sesji, całe szczęście Maxi był pochłonięty zabawą z Maite, więc nie zauważył mojego zamyślenia..
Violetta
Po tym jak zgubiliśmy Ludmiłe i Tomasa, a Naty i Maxi gdzieś nam uciekli poszłam z Leonem do mojego domu, w którym było bardzo cicho. To dziwne, przecież jest środek tygodnia, ale z drugiej strony, to fajnie, bo mam Leona tylko i wyłącznie dla siebie i nikt nie będzie nam przeszkadzał. Staliśmy tak patrząc sobie w oczy, nie musieliśmy ze sobą rozmawiać, bo wszystko dało się wyczytać z oczu, one są zwierciadłem naszej duszy, już mieliśmy się pocałować, gdy nagle ze schodów zbiegł Louie.
- To co robimy? - krzyknął stając jak najbliżej nas. Kiedyś go zabije za to krzyczenie do uszu, mało przez niego nie ogłuchłam. 
- A już myślałem, że będziemy sami - szepnął mi do ucha Leon, po czym spojrzał mi w oczy, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Ja jak zwykle się zarumieniłam i spuściłam głowę. Brawo Castillo, jak zawsze spaliłaś buraka. Chciałabym kiedyś się nie zarumienić i po prostu odpowiedzieć mu uśmiechem, ale chyba nie potrafię. Leon właśnie tak na mnie działa, za każdym razem jest to samo..
- Długo tak będziecie stać i milczeć? - zapytał Broadway przerywając ciszę. Najpierw krzyczy, teraz przerywa ten mimo wszystko magiczny moment, zabiję tego mojego kuzyna, prędzej czy później to zrobię. 
- Idź sobie - warknęłam, a potem uświadomiłam sobie, jaki właśnie wydałam z siebie odgłos. - Przepraszam - bąknęłam i znowu spuściłam głowę. Chociaż w sumie nie miałam za co przepraszać, nic takiego nie zrobiłam, ale z drugiej strony ja się tak nie zachowuje. Znowu pogrążyłam się w swoich myślach, które przede wszystkim zajmował Leon Verdas, rozmyślając o nim zapominałam o całym świecie, nie ważne, że ten oto boski Leon stoi obok mnie i mnie obejmuje, gdy pogrążałam się w myślach nic innego nie miało znaczenia..
Marco
Pożegnałem się z Fran i poszedłem do domu. Kiedy tak sobie powoli szedłem, coś sobie przypomniałem. Razem z chłopakami mieliśmy napisać piosenkę z okazji nowej nazwy i w ogóle. Zupełnie o tym zapomnieliśmy. Szybko wyciągnąłem telefon i napisałem do wszystkich, bo pewnie też o tym zapomnieli. Każdy z nas był pochłonięty swoją dziewczyną albo wyjazdem czy innymi problemami i piosenka zeszła na dalszy plan. Całe szczęście sobie przypomniałem, coś się wymyśli. Szybko wystukałem wiadomość "Musimy się spotkać. Zapomnieliśmy o piosence do Studio. Trzeba coś wymyślić.. W Resto za 10min." i wysłałem do Leona, Maxi'ego, Broadway'a, Tomasa, Napo, Andresa i Diego.
Leon, Maxi, Broadway, Tomas, Napo, Andres i  Diego (w tym samym czasie - reakcja na sms-a)
- O cholera, zupełnie zapomniałem! - krzyknąłem.
Leon
- O czym? - zapytała zdziwiona Viola. 
- To nic takiego - odpowiedziałem szybko i spojrzałem na Broadway'a. - Muszę już iść. Widzimy się jutro? - zapytałem z nadzieją, że nie będzie pytała gdzie idę i w ogóle.
- Pewnie - odparła z uśmiechem, przytuliła mnie mocno  i poszła do swojego pokoju.
Razem z Broadway'em poszliśmy do Resto.
Lara
Po co ona poszła do tej głupiej szkoły, teraz wszystko się wyda i nie będę mogła rozwalić związku Leona i Violetty, jak spotkam tą moją głupią siostrę, to normalnie nie wiem co z nią zrobię..
- Lora! - wrzasnęłam na cały dom. Wiedziałam, że rodzice są w domu, ale teraz jakoś mnie to nie obchodziło. Moja siostra, jak zwykle, w żółwim tempie szła do mojego pokoju. Ona robi to specjalnie, chce mnie wkurzyć jeszcze bardziej. - Dlaczego tam poszłaś? - zapytałam, a właściwie krzyknęłam, gdy już łaskawie znalazła się w moim pokoju i zamknęła drzwi.
- Pewnie dlatego, że to ja powinnam chodzić tam do szkoły, a nie ty - odparła unosząc brwi. - Nie zawsze będziesz miała to co chcesz. Uczciwie się tam dostałam i zamierzam chodzić do Studio ON Beat. A Ty jak chcesz tam chodzić, to może zapisz się na egzaminy. Chociaż takiego beztalencia to i tak nie przyjmą, więc lepiej się nie kompromituj - dodała i uśmiechnęła się chytrze. Jak ja jej nienawidzę, zawsze wszystko mi psuje. Od dziecka tak było, zawsze była najlepsza. Głupia kretynka.. Niech sobie chodzi do tej głupiej szkoły, znajdę jakiś sposób, żeby Leon Verdas był mój..


Najpierw odpowiem, na jeden z ostatnich komentarzy, pod 28. rozdziałem, który sprawił mi przykrość.
Drogi anonimie: Mam 19 lat, a nie tak jak większość blogerek 13, owszem nie tłumaczę opowiadań i mogłabym dodawać częściej rozdziały, ale pracuję. Codziennie i nie mam tyle wolnego czasu, co reszta.. Albo wychodzę z domu, kiedy wszyscy jeszcze smacznie śpicie, albo wracam gdy już smacznie śpicie. Naprawdę nie mam siły, żeby siedzieć przed kompem pół nocy  i pisać rozdziały ( a i tak większość dodaję późno w nocy..) Staram się jak mogę, ale niektórych przeciwności nie da się przeskoczyć. Poza tym ja też mam wakacje, więc jak mam okazję jechać nad jezioro, czy do babci, to, to robię. Przepraszam, że przez ponad 3tyg nic nie dodałam, jest mi wstyd, ale niestety nie miałam na to czasu po prostu.. Mam szczerą nadzieję, że te osoby, które czytały moje opowiadanie będą czytać je nadal bez względu na to, jak długo nie dodaję rozdziału. Jestem też człowiekiem a nie maszyną i czasami po prostu nie mam pomysłu na kolejny rozdział, dlatego nie dodaję..

Dziękuję za 46 komentarzy, chciałabym, żeby pod każdym rozdziałem tyle ich było :D
Oby rozdział wam się spodoba, starałam się pisać o wszystkich, mam nadzieję, że jakoś mi to wyszło ;)
Dziękuję za wszystkie nominację do LBA i Versatile, jak znajdę trochę czasu, to wszystko uzupełnię ;)
Wyjeżdżam teraz na 4 dni, ale obiecuję, że jak wrócę, to dodam nowy rozdział.
Tu macie mojego drugiego bloga, którego dopiero założyłam (pewnie ryzykownie jest zakładać drugiego bloga jak się praktycznie nie ma czasu, no ale co tam. Raz się żyję, tam będę na pewno rzadziej dodawać rozdziały, na razie jest prolog ;D)
MartuLLa.

niedziela, 14 lipca 2013

28.

Violetta
Co ona tutaj robi? I jeszcze głupio się szczerzy do Leona. Wszyscy się na nią patrzymy, a ona nic sobie z tego nie robi. Jakim w ogóle cudem się tutaj znalazła, przecież nie umie śpiewać ani tańczyć.. Coś mi tu nie gra, muszę się dowiedzieć, jak dostała się do Studio.. Niech ona przestanie się uśmiechać, BOŻE ile można? Zaraz jej zdejmę ten głupi uśmieszek i już nie będzie się tak uśmiechać do MOJEGO chłopaka - krzyczałam w myślach. Ale nikt nie będzie się tak szczerzył do mojego Leosia. Szybko wspięłam się na palce i przyciągnęłam jego twarz do swojej złączając nasze usta w pocałunku, Leon zupełnie się tego nie spodziewał, ale szybko odwzajemnił mój pocałunek i przyciągnął mnie bliżej siebie obejmując mnie w tali. Na chwilę otworzyłam oczy i zobaczyłam jak nasi przyjaciele zasłaniają nas przed nauczycielami, ale tak, żeby Lara cały czas na nas patrzyła. Są świetni! Gdy w końcu oderwałam się od Leona czułam, że mam lekko zaróżowione policzki, ale wcale mi to nie przeszkadzało, bo mina Lary była bezcenna.
- Za co to? - szepnął mi Leon do ucha.
- Za to, że jesteś - powiedziałam i uśmiechnęłam się do niego. - Zrobiłam to też, żeby zdjąć jej ten głupi uśmiech z twarzy - dałam szczerze.
- Rób tak częściej - wymruczał mi Leon do ucha, a ja uśmiechnęłam się jeszcze szerzej. - Podobało mi się - dodał i pocałował mnie w policzek.
- Dobra skończyli - powiedział nagle Maxi i odwrócił się w naszą stronę, a razem z nim reszta naszych przyjaciół.
- Haha, bardzo śmieszne - powiedziałam. - Dzięki, że nas zasłoniliście.
- Pewnie byśmy tego nie zrobili, ale Angie na migi pokazała nam co się dzieje - wytłumaczyła Fran.
- Będziesz miała pogadankę - powiedziała wesoło Naty.
- Dobrze, że to Angie nas widziała, a nie mój tata - powiedziałam i spojrzałam na Leona.
- Tego bym raczej nie przeżył - zauważył Leoś, a my zaczęliśmy się śmiać. Staliśmy tak i gadaliśmy nie zwracając uwagi na nauczycieli i Larę, nic nas to nie obchodziło. Kątem oka zauważyłam, że przygląda nam się ten nowy, ale patrzył przede wszystkim na Fran, coś czuję, że będą kłopoty.. O nie, idzie tutaj, cholera, zaraz pewnie zacznie się do niej podwalać, niech spada na drzewo.
- Cześć - powiedział podchodząc do nas. - Jestem Federico, ale możecie mówić do mnie Fede.
- Cześć - powiedzieliśmy chórem. Każdy po kolei się przedstawił.
- Jestem Francesca, ale mów mi Fran - powiedziała na końcu moja przyjaciółka.
- Miło mi Cię poznać - powiedział Fede i pocałował ją w dłoń. No i klops, właśnie sobie chłopak przechlapał, Marco niemal natychmiast przysunął się bliżej Fran i objął ją w talii, Federico zwrócił uwagę na ten gest, ale chyba nie bardzo się tym przejął, bo cały czas wpatrywał się w Francescę.. Nie dość, że musimy znosić Larę, to jeszcze temu zebrało się na amory.. MASAKRA!!
- No dobra dzieciaki - krzyknął nagle Pablo, wyrywając mnie z myśli. - Na dziś koniec, widzimy się jutro na zajęciach - dodał, po czym razem z resztą nauczycieli wyszedł z sali.
- To co robimy? - zapytał Napo, kiedy Federico wreszcie od nas odszedł.
- RESTO! - krzyknęliśmy wszyscy razem i zaczęliśmy się śmiać.
Lara
Chyba muszę się zaprzyjaźnić z tym nowym, na pewno pomoże mi rozwalić Leonettę, chociaż kto wie, cały czas gapi się na tą głupią przyjaciółkę Violetty, jak jej tam, chyba Fran. Nieważne z nim czy bez niego, Leon będzie mój. Całe szczęście, że mój tata wrócił i załatwił mi, żebym mogła się tu uczyć, będzie ciężko, bo nie umiem śpiewać, tańczę też nie najlepiej, ale to nic, najważniejsze, że będę blisko Leona. Pewnie będę miała trochę problemów, bo Violka dzisiaj pokazała pazurki, ale on w końcu i tak będzie mój. A teraz idę za nimi do tego głupiego baru, bo jeszcze coś przegapię..
Francesca
Ten nowy dziwnie się na mnie patrzył, tak jakbym mu się podobała czy coś.. W sumie jest całkiem przystojny i wydał się bardzo miły i ma takie czekoladowe oczy.. Boże Fran, opanuj się, przecież jesteś z Marco, kochasz go, nie myśl o innym chłopaku. Co jest ze mną nie tak??
- Fran? - z myśli wyrwał mnie najcudowniejszy głos jaki kiedykolwiek mógł zwracać się do mnie.. Podniosłam głowę do góry i spojrzałam mu prosto w oczy, na mojej twarzy od razu pojawił się szeroki uśmiech.
- Tak? - zapytałam trochę za cicho, ale na szczęście on mnie usłyszał.
- Co powiesz na to, żebyśmy oderwali się od reszty i poszli gdzieś sami? - zapytał uśmiechając się do mnie promiennie.
- Chętnie - odparłam, on złapał mnie za rękę i pociągnął w przeciwnym kierunku. Mogłabym iść tak za nim na koniec świata, przy nim jestem niesamowicie szczęśliwa i nie myślę o nikim innych, ten nowy po prostu wywarł na mnie ogromne wrażenie, nic więcej. Najszczęśliwsza jestem z Marco i nikt więcej się dla mnie nie liczy. - A gdzie idziemy?
- Niespodzianka - szepnął i musnął mój policzek, co sprawiło, że się zarumieniłam. Jesteśmy ze sobą już bardzo długo, a on nadal sprawia, że się rumienię, jak to jest możliwe? - Jesteś urocza jak się rumienisz - dodał i puścił mi oczko, a ja natychmiast zrobiłam się czerwona jak burak, na szczęście szybko się opanowałam, a on tego nie widział albo udawał, że nie zauważył.. Kiedy tak szliśmy trzymając się za rękę wpadliśmy na Federico.. Cholera! - krzyknęłam w myślach..
- Cześć ślicznotko - zwrócił się do mnie. - Widzę, że chodzisz z tym lamusem - dodał i spojrzał na Marco. - Nie marnuj na niego swojego czasu, lepiej chodź ze mną - kiedy skończył mówić złapał mnie za drugą rękę i pociągnął w swoją stronę. Natychmiast mu się wyrwałam i przysunęłam się bliżej Marco.
- Ten lamus, jak to stwierdziłeś, ma na imię Marco i nie waż się nigdy więcej tak do niego mówić - warknęłam. - A teraz przepraszam, ale nie mamy czasu na rozmowę z Tobą, daj nam spokój - dodałam i odeszłam razem z Marco. Pewnie tego pożałuję, bo Federico nie odpuści, ale to nieważne. Nikt nie ma prawa obrażać mojego chłopaka. Kiedy odeszliśmy już dość daleko od Fede, Marco nagle się zatrzymał, przyciągnął mnie do siebie, spojrzał głęboko w oczy i bardzo namiętnie pocałował. Czułam się tak, jakbym zaraz miała się rozpłynąć, nigdy wcześniej mnie tak nie całował, to było niesamowite przeżycie.
- Dziękuję - szepnął, opierając swoje czoło o moje, cały czas mocno mnie obejmując.
- Za co? - zapytałam udając, że nie wiem o co chodzi.
- Już Ty dobrze wiesz co mam na myśli - powiedział i szeroko się uśmiechnął.
- Nie naprawdę nie wiem o co chodzi. Powiesz mi? - zapytałam i zrobiłam maślane oczka, Marco tylko się zaśmiał i znowu mnie pocałował. - Powiesz mi wreszcie gdzie idziemy?
- Przed siebie - odparł, złapał mnie za rękę i pociągnął w stronę jakiejś łąki. Było tam niesamowicie, strasznie zielono, od tego zielonego aż bolały mnie oczy, ale to nie było ważne, było tam przepięknie. I chyba byliśmy tam sami, wkoło było cicho i pusto, to przecież niemożliwe. A jednak, byliśmy całkiem sami, obok nas nie było żywej duszy. 
- Zaraz wracam - powiedział Marco i zostawił mnie samą. Ciekawe gdzie poszedł, byłam tak zauroczona tym miejscem, że nawet nie zauważyłam kiedy wrócił, w dłoni trzymał mały bukiecik. 
- To moje ulubione kwiaty - powiedziałam uśmiechając się szeroko. - Skąd wiedziałeś?
- Zgadywałem - odparł i również się uśmiechnął. - Chodź - wyciągnął w moją stronę rękę, którą natychmiast chwyciłam i poszliśmy w kierunku drzew.
- Ciągniesz mnie do lasu, co chcesz ze mną zrobić? - zaśmiałam się.
- Nie bój się, nie stanie Ci się żadna krzywda, nigdy bym Cię nie skrzywdził - powiedział. To prawda, tego jestem całkowicie pewna, Marco nigdy nie mógłby mnie skrzywdzić. To najwspanialsza osoba jaką znam, jest po prostu cudowny. Chodzący ideał. W końcu się zatrzymaliśmy a moim oczom ukazał się mały domek.
- Co to.. ? - nie byłam w stanie wydusić z siebie słowa, stałam tak i patrzyłam to na domek, to na Marco. - Co to za domek? - wydusiłam w końcu z siebie.
- To domek moich rodziców - wytłumaczył. - Zanim przeprowadziliśmy się do Buenos Aires na stałe przyjeżdżaliśmy tu na wakacje. Chodź wszystko Ci pokażę. - poszliśmy w stronę drzwi wejściowych, Marco wyciągnął z kieszeni klucze i weszliśmy do środka. W środku było naprawdę ślicznie, domek był malutki, ale bardzo przytulny i ślicznie urządzony. Marco pokazał mi cały domek, a potem wyszliśmy na taras. Gdy tylko znalazłam się na dworze stanęłam jak wryta i z wrażenia chyba otworzyłam usta, ale nie jestem pewna. Moim oczom ukazał się cudowny widok, przez chwilę myślałam, że śnie, ale to chyba niemożliwe.
- To naprawdę wasz domek? - szepnęłam cały czas pod ogromnym wrażeniem tego, co zobaczyłam.
- Tak - powiedział i szeroko się uśmiechnął. - Robi wrażenie, co?
- Pewnie - powiedziałam biorąc głęboki wdech. - A co jest w tym małym domku? - wskazałam na domek po drugiej stronie basenu.
- Nic nadzwyczajnego - odparł, chyba był trochę zmieszany. Muszę się dowiedzieć, co tam jest. Puściłam jego rękę i poszłam w tamtym kierunku, nie musiałam szybko czekać, od razu mnie dogonił złapał w pasie, podniósł i zaczął odciągać od domku.
- Marco proszę - pisnęłam. To mój głos? Sama się zdziwiłam. - Pokaż mi co tam jest. Obiecuję, że nie będę się śmiać ani nic. Prooooszę - powiedziałam błagalnym głosem. To jedno słowo powtarzałam z milion razy, aż w końcu Marco się poddał.
- Dobra, chodźmy - powiedział nieco zrezygnowany. Podeszłam do domku jak najszybciej się dało ciągnąc go za rękę, żeby się nie rozmyślił czy coś. Trochę niechętnie wyjął klucz z kieszeni i otworzył przede mną drzwi. Moim oczom ukazał się jeden pokój, na ścianie wisiało pełno gitar, różnych rodzajów elektryczne, akustyczne, basowe i klasyczne. Wspaniały widok. Gitary wisiały na całej ścianie od góry od dołu, coś niesamowitego. W pokoju było jeszcze ogromne łóżko i dwie szafy. To pewnie pokój Marco, tylko dlaczego nie chciał mnie tutaj wpuścić?
- I dlaczego nie chciałeś mnie tu wpuścić? - zapytałam z wyrzutem, odwracając się od niego.
- Sam nie wiem - szepnął mi do ucha kładąc brodę na moim ramieniu i obejmując mnie w pasie. - To trochę takie moje królestwo i jesteś pierwszą osobą, która tutaj wchodzi, nawet moi rodzice tutaj nie przychodzą - dodał po chwili.
- W takim razie czuję się zaszczycona - powiedziałam odwracając się do niego. Uśmiechnął się do mnie i po raz kolejny tego dnia namiętnie mnie pocałował. I pomyśleć, że przez chwilę zachwycałam się Federico, przecież Marco jest od niego milion razy lepszy, przystojniejszy i w ogóle, a Fede jest skończonym chamem, no dobra może nie jest, ale na razie tak się właśnie zachowuje. Zresztą co mnie on obchodzi, teraz jestem z Marco, sam na sam i tylko to się liczy.
- O czym tak ciągle myślisz? - zapytał kiedy nasze usta dosłownie na chwilę się rozłączyły.
- Cały czas o Tobie - odpowiedziałam z uśmiechem. - O tym jakie mam szczęście, że Cię mam - dodałam i ponownie złączyłam nasze usta w pocałunku. Dopiero teraz uświadomiłam sobie jak bardzo go pragnęłam, jego dotyku, jego bliskości, po prostu jego. Wplotłam dłonie w jego miękkie włosy i przyciągnęłam go bliżej do siebie, chyba od razu wyczuł, o co mi chodzi, bo jego ręce zaczęły ślizgać się po mojej tali, delikatnie podnosząc moją sukienkę do góry. Szybko zdjęłam z niego bluzę, a on w tym czasie podniósł mnie i zaniósł na to ogromne łóżko, położył się obok mnie i oparł na łokciu uważnie mi się przyglądając.
- Czemu mi się tak przyglądasz? - szepnęłam przysuwając się do niego.
- Patrzę na moją śliczną dziewczynę - odszepnął. - Jesteś pewna, że tego chcesz? - zapytał z troską w głosie, nie powiedziałam nic tylko go pocałowałam. - Uznam, że odpowiedź brzmi tak - powiedział i łobuzersko się uśmiechnął. Później wszystko samo się potoczyło, coraz szybciej pozbywaliśmy się kolejnych warstw ciuchów, aż w końcu nie było czego się pozbywać, po prostu to zrobiliśmy, ponieważ przepełniała nas miłość i chęć bliskości. To dziwne, ale tak bardzo się z tego cieszyłam, zapomniałam o wszystkim, o przyjaciołach, o Luce, o Studio, w głowie miałam tylko jedną myśl: być jak najbliżej Marco. Po wszystkim mocno się w niego wtuliłam, a on bawił się moimi włosami.
- Dziękuję za dzisiejszy dzień - szepnęłam.
- Polecam się na przyszłość - powiedział i wyczułam, że się uśmiecha. Przekręciłam się na brzuch i spojrzałam mu prosto w oczy, w których jak zwykle utonęłam, co jeden człowiek może zrobić z drugim, to niemożliwe, że aż tak na mnie działa, chociaż z drugiej strony bardzo mi się to podoba. Kiedy tak leżeliśmy wtuleni w siebie zadzwonił mój telefon, nie ma się co dziwić zupełnie zapomnieliśmy o bożym świecie. Spojrzałam na wyświetlacz, to Luca. Cholera co ja mu powiem?
- Halo? - powiedziałam nieśmiało do telefonu.
- FRANCESCA GDZIE TY JESTEŚ?! - wrzasnął Luca.
- Nie krzycz - powiedziałam spokojnie. - Jestem z Marco, nic mi nie jest, nie denerwuj się. 
- Wiesz która jest godzina? - zapytał już nieco spokojniej.
- Na pewno późna - powiedziałam i się zaśmiałam. - Nie panikuj, jestem duża poradzę sobie i nie bój się, pójdę jutro do Studio. Coś jeszcze?
- Chyba nie.. - powiedział zrezygnowany. - Nie rób nic głupiego - dodał i się rozłączył. Szybko odłożyłam telefon i znowu wtuliłam się w Marco. Było mi z nim tak dobrze, że nie chciałam aby ta chwila się kończyła, mogłabym z nim tak leżeć cały czas.
- Chcesz zostać tu na noc czy wolisz wrócić do domu? - zapytał Marco cały czas bawiąc się moimi włosami.
- Zostańmy tu - powiedziałam. - Tylko przed szkołą będę musiała skoczyć do domu.
- Nie ma problemu - uśmiechnął się i znowu mnie pocałował. To był najcudowniejszy dzień w moim życiu, z najcudowniejszym chłopakiem na świecie. Leże teraz sama i czekam aż mój ukochany wróci, poszedł pozamykać wszystkie drzwi, żeby nikt nie proszony nie wszedł do środka, niby jesteśmy daleko od zabudowań i w ogóle, no ale nigdy nic nie wiadomo. Kurczę coś długo nie wraca, ile można zamykać drzwi, szybko założyłam bieliznę i jego bluzę i poszłam go poszukać. Na szczęście nie musiałam go długo szukać, stał przy basenie i rozmawiał przez telefon, podeszłam do niego od tyłu i się w niego wtuliłam, szybko się odwrócił i mnie przytulił.
- Skończyłeś? - zapytał, w jego głosie słychać było irytację. - Diego daj sobie spokój, idź spać czy coś. Cześć.
- Coś się stało? - zapytałam zmartwiona.
- Nie - powiedział i uśmiechnął się. - Znasz Diego, zawsze ma jakieś problemy, to nic takiego. Nie martw się - dodał i pocałował mnie w czoło. - Chodź, idziemy spać, jutro szkoła. - Złapałam go za rękę i poszliśmy w stronę małego domku. Szybko wskoczyłam do łóżka, Marco w tym czasie zamknął drzwi na klucz, sprawdził czy okna są pozamykane i położył się obok mnie. Wtuliłam się w niego i po chwili smacznie spałam.
Marco
Wstałem dziś bardzo szybko, do Studio idziemy dopiero na 10, jest 7 a ja już nie śpię, no ale można to wykorzystać. Po cichu wymknąłem się z łóżka i poszedłem do domu. Nie chciałem zostawiać jej samej, ale tutaj nic jej przecież nie grozi, poza tym z kuchni mam świetny widok na domek. Całe szczęście mama zapełniła ostatnio lodówkę, bo inaczej nie mielibyśmy co jeść. Szybko zrobiłem jajecznicę i tosty, wiem, że mało wykwintne śniadanie, no ale nic innego nie jestem w stanie tutaj zrobić. Nalałem soku pomarańczowego do szklanek, do miseczek nałożyłem owoców, wszystko ustawiłem na tacę i poszedłem do Fran. Kiedy wszedłem jeszcze smacznie spała, to znaczy, że niespodzianka mi się uda. Odstawiłem tacę na szafę i podszedłem do dziewczyny. Pochyliłem się nad nią i złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek, od razu się uśmiechnęła i otworzyła oczy.
- Dzień dobry - powiedziałem uśmiechając się do niej. - Czas na śniadanko - dodałem siadając na łóżku z tacą pełną jedzenia.
- Hej - odpowiedziała jeszcze zaspanym głosem, ale gdy tylko zobaczyła jedzenie od razu usiadła na łóżku. - Super, jestem głodna jak wilk - powiedziała. Zjedliśmy śniadanie, trochę się ogarnęliśmy i poszliśmy do domu Fran. Luca czekał w drzwiach, aż strach było wchodzić, Fran szybko pobiegła na górę i zostawiła nas samych. No super, teraz to już na pewno mam przechlapane. Usiadłem w salonie na kanapie i czekałem na Fran, Luca usiadł obok mnie i bacznie mi się przyglądał, żaden z nas nic nie powiedział. Ja modliłem się, żeby Fran zeszła na dół jak najszybciej, a Luca w tym czasie świdrował mnie spojrzeniem, masakra. Całe szczęście Francesca po 15 minutach zbiegła po schodach.
- Możemy iść - powiedziała promiennie się uśmiechając, wyglądała ślicznie. Szybko wstałem z kanapy, podałem rękę Luce i jak najszybciej wyszedłem. Poszliśmy jeszcze do mojego domu, ja też szybko się ogarnąłem i poszliśmy do Studio. Myślałem, że Luca to nasz największy dzisiejszy problem, zapomniałem o naszych przyjaciołach, którzy zawalili nas masą pytań i o Federico, który jak tylko nas zobaczył od razu do nas podbiegł.
- Francesca nic Ci nie jest? - zapytał udając przejętego. - Ten lamus nic Ci nie zrobił w tym lesie? - O czym gada ten koleś, wszyscy nasi przyjaciele zrobili ogromne oczy i zaczęli między sobą szeptać. Cholera!
- O czym Ty mówisz? - zapytała Fran. - Masz coś nie tak z głową, czy co?
- Po prostu się martwię o..
- To skończ - warknęła. - Nie Twoja sprawa co robię i z kim. Spadaj! - powiedziała i odeszła, od razu poszedłem za nią. - Co za palant - powiedziała wchodząc do klasy Beto.
- Nie przejmuj się nim, damy sobie z nim radę - powiedziałem przytulając ją od tyłu, bo cały czas stała do mnie plecami.
- Wiem - powiedziała, oddychając z ulgą. - Po prostu mnie wkurzył - dodała i odwróciła się do mnie. Mocno ją przytuliłem i czułem jak jej ciało się rozluźnia.
Lara
Przyglądałam się całej tej sytuacji z boku. Niestety będę musiała sobie sama poradzić z Leonettą, bo ten nowy za bardzo ślini się na widok Fran. No cóż jakoś sobie poradzę. Na razie muszę się zastanowić, co zrobić żeby się nie wydało, że kiepsko śpiewam i tańczę.. Kurde..
Violetta
Zaraz zaczyna się lekcja śpiewu, mam dla Lary małą niespodziankę, której na pewno się nie spodziewa, ciekawe co zrobi. Wesoło rozmawiając weszliśmy do klasy Angie. Moja ciocia jak zwykle już tam była i po turecku siedziała na swoim biurku. Usiedliśmy na pufach naprzeciwko niej i czekaliśmy na to, co powie.
- No więc moi drodzy, witam was po wakacjach - uśmiechnęła się promiennie. - Nie będę od was dziś dużo wymagać, bo na pewno inni nauczyciele dadzą wam wycisk - na te słowa wszyscy się zaśmialiśmy, bo na pewno miała na myśli Gregorio. - W każdym razie, każdy z was coś zaśpiewa. Zaczniemy od nowych uczniów. Federico zapraszam na środek, zaśpiewaj nam coś - powiedziała zachęcająco, chłopak złapał mikrofon i zaczął śpiewać Te esperare cały czas patrzył się na Fran, która w ogóle nie zwracała na niego uwagi, była zapatrzona w Marco, tak jak Naty ostatnio w Maxi'ego. Cami chyba też to zauważyła, musimy się dowiedzieć o co chodzi. Kiedy skończył wszyscy biliśmy mu brawo, śpiewał naprawdę dobrze, to trzeba mu przyznać.
- Świetnie Fede - powiedziała Angie. - Lara, teraz Twoja kolej - dodała i puściła mi oczko. - No już, nie wstydź się - zachęcała ją moja ciotka. Lara bardzo niechętnie wyszła na środek i zaczęła śpiewać Te creo. Śpiewać to dużo powiedziane, tak fałszowała, że nie dało się jej słuchać. To był jakiś koszmar, w ogóle nie śpiewała do muzyki, jej wykonanie, to było cierpienie dla naszych uszu. Kiedy skończyła wszyscy powstrzymywaliśmy się od śmiechu, nawet Angie.
- No cóż, będziemy musiały bardzo dużo popracować, ale nie jest najgorzej - powiedziała. - Możesz usiąść. Violetta Twoja kolej - dodała i uśmiechnęła się do mnie. Wyszłam na środek i zaśpiewałam Hoy somos mas, kiedy skończyłam wszyscy bili mi brawo, a Lara miała szeroko otwartą buzię. Wiedziałam, że jej obecność w Studio jest jakaś podejrzana, może to zabrzmi dziwnie, ale jesteśmy na moim terytorium z moimi przyjaciółmi, więc Lara nie ma żadnych szans.. Boże ale ja jestem okropna, masakra, no ale to wszystko przez tą głupią zazdrość, chociaż całkowicie ufam Leonowi, to zupełnie nie wiem czego mogę się spodziewać po niej.. Każdy po kolei zaśpiewał jakąś piosenkę po czym udaliśmy się na zajęcia z Gregorio. Angie miała racje, Gregorio jak zwykle dał nam okropny wycisk, po zajęciach z nim zupełnie nie miałam na nic siły. Wszyscy poszliśmy do sali Beto, bo tam zawsze można było odpocząć. Całe szczęście Fede i Lara nie poszli z nami. 
- Słyszeliście jak ona śpiewa? - zapytała nagle Lena. - Koszmar..
- Najgorszy - dodał Louie. - Ale jej taniec jest chyba jeszcze gorszy. Jakim cudem znalazła się w Studio?
- Też mnie to zastanawia.. - powiedziałam. - Nie sądzę, żeby Pablo albo Antonio wzięli łapówkę czy coś.. Coś mi tutaj nie gra. 
- Dokładnie - powiedział Leon. - Musimy się dowiedzieć co.
- Ale przede wszystkim musicie na nią uważać - powiedziała patrząc na nas Naty. - A wy uważajcie na Fede - dodała zwracając się do Fran i Marco. - Kto wie, co im strzeli do łbów..
- Masz rację - uśmiechnęłam się do niej. - Na szczęście mamy was, więc damy radę - wszyscy zaczęliśmy się śmiać, ale nasza radość nie trwała długo..
- Muszę wam coś powiedzieć - powiedziała trochę smutno Lena. - Pamiętacie tego mojego bloga? Na którego wstawiałam filmiki jak śpiewam i w ogóle - wszyscy pokiwaliśmy głowami, na znak, że wiemy o co chodzi. - No więc odezwał się do mnie jakiś manager i zaproponował mi kontrakt. Oczywiście prawnik mojego taty sprawdził ten kontrakt i to jest najprawdziwszy kontrakt płytowy.. Tylko, że jeśli się zgodzę, to muszę wyjechać w trasę - skończyła smutno..
- Super - powiedziałam. - To znaczy, fajnie, że masz szansę zrobić karierę, ale szkoda, że wyjedziesz. Wiesz już co zrobisz?
- Chyba się zgodzę.. Drugiej takiej szansy mogę nie dostać - powiedziała smutno. - Poza tym, nie będę sama - dodała nieco weselej i spojrzała na Braco. - Mogę zabrać jedną osobę, będę potrzebowała tancerzy, co Ty na to? - zapytała trochę niepewnie.
- Oczywiście, że się zgadzam! - krzyknął uradowany Braco i mocno przytulił Lenę. Wszyscy zaczęliśmy się ściskać, śmiać się i w ogóle. Tak jak zawsze, gdy jesteśmy razem.
- Lena strasznie się cieszymy, że Ci się udało - powiedziała Ludmi. - Ale nie zapomnijcie o swoich przyjaciołach ze Studio ON Beat, co?
- Nigdy w życiu - powiedziała dziewczyna i uśmiechnęła się do nas. Napo wyjeżdża, Lena i Braco też, zostaje nas tu coraz mniej.. Kiedy już skończyliśmy się ściskać i w sumie żegnać poszłam z Leonem do szafki, po rzeczy. Kiedy ją otwierałam wypadł z niej liścik, szybko go przeczytałam i pokazałam Leonowi, w liściku było napisane: "Wiem, że śpiewanie to Twoja sprawka, z tańcem pewnie też masz coś wspólnego. Pożałujesz, że ośmieliłaś się ośmieszyć mnie przed całą klasą.. I z góry ostrzegam, nawet nie próbuj wtrącać się w to, dlaczego jestem w studio.. Lara"

No i w końcu jest rozdział ;) Wiem, że długo musiałyście czekać, ale mam nadzieję, że warto było czekać :)
Rozdział głównie poświęcony Fran i Marco, no ale jak już zaczęłam o nich pisać, to popłynęłam, po prostu ich uwielbiam <3
O kim pisać w następnym rozdziale? Macie jakieś specjalne życzenia? :D 
Jak myślicie Fede rozwali związek Marcesci, a może Lara namiesza w związku Leonetty? Powiem tylko tyle szykują się duże zmiany, na które musicie cierpliwie czekać!!
Ostatnio nie mam czasu praktycznie na nic.. Nie mówiąc już o pisaniu rozdziałów.. Masakra. Mam nadzieję, że szybko się to zmieni.
Miłego czytania MartuLLa. :*