Sebastian i Camila nigdy nie lubili świąt. Czym kierowana jest ich niechęć do Wigilii i czy to zbliży ich do siebie?
- Jak to nie będziesz na Wigilii? - oburzyła się moja rodzicielka.
- Mamo.. - powiedziałem błagalnie. - Mam dużo pracy. Ale obiecuję, że w drugie święto na pewno zajrzę.
- Sebastian, bój się Boga - zaczęła lamentować moja matka. - To w pierwsze święto też Cię nie będzie? Przecież wtedy nikt nie pracuje, nie możesz sobie odpuścić? Nie zobaczysz brata ani siostry..
- Muszę zamknąć rok w firmie. Mamo mam do was prawie trzysta kilometrów, a zapowiadają śnieżycę - dodałem próbując usprawiedliwić swoją nieobecność na świętach. Naprawdę nie lubię świąt, ten cały wielki przepych, tłoki w sklepach, kolędy wszędzie - aż głowa boli.
- Ale synku.. - błagała mama. Jest kochaną kobietą, zawsze mogę z nią porozmawiać, zawsze mi pomoże, jak mogłem jej odmówić.
- No dobrze - odparłem nieco zrezygnowany. - Postaram się dotrzeć pierwszego dnia wieczorem - słyszałem jak się ucieszyła, ja natomiast wyczuwałem kolejne męczące święta z rodzinką. Szybko pożegnałem się z mamą i wróciłem do swoich zajęć.
Mama wciąż czekała, aż przywiozę tę jedyną. Moje tłumaczenia tylko po części były prawdą, właściwie nie miałem aż tak dużo pracy.. Po prostu już wcześniej tak zorganizowałem sobie czas, żeby pojawić się u rodziców dopiero, kiedy moje rodzeństwo z rodzinami będzie od nich wyjeżdżać. Nie chciałem udawać, jak świetnie się bawię z siostrzenicami i bratankami, i zbywać żartem pytania mamy o narzeczoną, której ku jej rozpaczy wciąż nie miałem. Dlatego kiedy wokół mnie trwała przedświąteczna gorączka, wszyscy biegali, poszukując najładniejszych prezentów, zastanawiali się na wyborem choinki, sprzątali mieszkania - ja spokojnie pracowałem, nie przejmując się niczym. Jedyne co zaprzątało moją głowę, to warunki pogodowe w Austrii, w końcu zaplanowałem sobie wyjazd na narty zaraz po świętach. I być może właśnie to, wyłączenie z ogólnej krzątaniny sprawiło, że coś dostrzegłem. W mojej kamienicy ktoś jeszcze nie uczestniczył w tej gorączce - sąsiadka mieszkająca piętro niżej.
Nie znałem jej zbyt dobrze. Właściwie jedyne co o niej wiedziałem to, to że wprowadziła się tutaj zaledwie rok temu. Była bardzo ładna, ale bijący od niej smutek powodował, że nie miałem ochoty poznać jej bliżej. Wydawało mi się, że kryje w sobie jakąś tajemnicę, pewnie niezbyt przyjemną, a ja nie czułem w sobie powołania spowiednika i pocieszyciela. Sam przeżyłem kilka poważnych, dość pogmatwanych związków. Za każdym razem miałem wrażenie, że to jest właśnie ta jedyna, lecz zawsze jakaś dziwna siła powstrzymywała mnie od przedstawienia rodzicom kobiety, z którą się spotykałem. Nigdy też żadnej nie z nich nie nazwałem narzeczoną. I chociaż już przekroczyłem trzydziestkę, dość infantylnie, niczym nastolatek, nazywałem je swoimi dziewczynami. "Dziewczyny" wciąż się zmieniały, a ja byłem sam..
- Pan też nie przygotowuje się do świąt? - usłyszałem znienacka. Odwróciłem się i zobaczyłam moją sąsiadkę. Oboje schodziliśmy na podziemny parking do swoich aut. Do tej pory wymienialiśmy tylko krótkie "Dzień dobry", więc bezpośredniość tej uwagi mnie zaskoczyła.
- Tak, ale nie myślałem, że aż tak to widać - odpowiedziałem pośpiesznie.
- Do świąt trzy dni, a pon chodzi tak spokojnie, powoli. Zauważyłam, bo sama nie biorę udziału w tej bieganinie - wytłumaczyła mi i delikatnie się uśmiechnęła, mimo to, w jej oczach nadal można było dostrzec tego ogromny smutek.
- Rozumiem - odparłem i uśmiechnąłem się głównie do własnych myśli. Przyszło mi bowiem do głowy, że jeśli patrzymy na świat podobnie, to być może łączy nas coś więcej niż tylko wspólna niechęć do świąt. Zanim doszliśmy do samochodów, wymieniliśmy kilka uwag o zmianie charakteru świąt z religijnego na konsumpcyjny i zdążyliśmy się dobie przedstawić (nazywała się Camila Torres). potem pożegnaliśmy się i pojechaliśmy każde w swoją stronę.
Jednak przez cały dzień nie potrafiłem przestać o niej myśleć. To prawda, wciąż wyczuwałem w niej ten smutek i tajemnicę, które mi przeszkadzały. Lecz w trakcie naszej krótkiej rozmowy zza smutku i tajemnicy zaczęły wyzierać iskierki jakiegoś ciepła, niebanalna inteligencja, ironia i dystans do życia. Czyli te cechy, które zawsze mnie w kobietach bardzo pociągały. Dlatego bardzo się ucieszyłem, kiedy po pracy, wjeżdżając na podziemny parking, w tylnym lusterku zobaczyłem jej nadjeżdżający samochód. Niespiesznie zaparkowałem i wysiadłem z auta, udając, że oglądam niewidzialną rysę nad błotnikiem. W tym czasie Camila też zdążyła wysiąść ze swojego auta.
- Czyżby ktoś zarysował pana samochód? - zaczepiła mnie radośnie
- Nie, tylko mi się wydawało - odpowiedziałem. - Mogę prosić panią o radę?
- A w jakiej sprawie? - zaciekawiła się.
- Co robić, gdy człowiek nie przygotowuje się do świąt? Nie można spokojnie spotkać się ze znajomymi, bo nikt nie ma czasu. W telewizji też cały czas gadają o jednym. W kinach repertuar wyłącznie radosny i nieznośnie familijny. Słowem, nie ma jak uciec przed tym wszystkim.
- Zawsze można wyjechać - powiedziała.
- Gdyby nie to, że muszę wpaść na jeden dzień do rodziny, już dawno byłbym na nartach w Austrii - powiedziałem. - Ale sama pani rozumie, od rodziny się nie ucieknie - wytłumaczyłam. Chciałem dodać coś jeszcze, ale zobaczyłem jak szybko zmienia się jej twarz. Po radości, która gościła przed chwilą nie został nawet ślad, powiało od niej chłodem, jakby w jednej chwili zamieniła się w Królową Śniegu.
- Gdybym ja miała rodzinę, to z radością spędziłabym z nią święta - ucięła i szybkim krokiem odeszła. Nie powiedziała nic więcej, nie wytłumaczyła się, po prostu odeszła. Chwilę stałem zdumiony, jeszcze raz spojrzałem na wymyśloną rysę i ruszyłem w kierunku swojego mieszkania. Cały czas w głowie brzmiały mi jej słowa i cały czas się nad nimi zastanawiałem. Czułem, że to właśnie w tych słowach znajduje się klucz do jej tajemnicy i choć jeszcze niedawno nie miałem ochoty jej poznawać, to teraz w przedziwny sposób, chciałem ją rozwikłać niczym łamigłówkę. Nie wiedziałem tylko, czy bardziej pociąga mnie to, co kryje się za tajemnicą czy sama Camila.
Zresztą, to w tej chwili było nieważne, po prostu uznałem, że muszę ją poznać, dlatego później postanowiłem zejść do jej mieszkania, żeby przeprosić ją za nieświadome faux pas, które najwyraźniej popełniłem. Okazało się, że nie tylko ja wpadłem na ten pomysł, ponieważ spotkałem się z Camilą na półpiętrze.
- Chciałam pana przeprosić za ten wybuch.. - zaczęła pierwsza. - Pan nie może wiedzieć, dlaczego tak mnie pan zdenerwował, a po naszej wcześniejszej rozmowie mógł pan odnieść wrażenie, że ja też po prostu nie lubię świąt - wytłumaczyła.
- Może łatwiej będzie, jeśli zaczniemy mówić sobie po imieniu? - zaproponowałem i uśmiechnąłem się do niej.
- Dobrze - odparła i też się uśmiechnęła. - Cami - dodała i wyciągnęła w moim kierunku rękę.
- Seba - odpowiedziałem i uścisnąłem jej dłoń.
- To znaczy, że się nie gniewasz? - zapytała.
- Przecież pani.. Przecież wiesz, że ja też szedłem Cię przeprosić - poprawiłem się szybko.
- Rozumiem. To się cieszę - dodała. - Lepiej już pójdę - szepnęła i zaczęła schodzić po schodach. Miałem ochotę ją przytulić, pocieszyć, ale zamiast tego wypaliłem:
- Nie masz ochoty na kawę?
- U ciebie czy u mnie? - ucieszyła się. Trochę mnie zaskoczyła tym pytaniem. Chwilę milczałem, bo wcześniej nie pomyślałem o miejscu, gdzie mielibyśmy ją wypić. Ona jednak jakby czytała w moich myślach sama odpowiedziała na swoje pytanie z łobuzerskim błyskiem w oku.
- Pewnie wolałbyś u mnie, bo jakby się rozmowa nie kleiła, nie musiałbyś mnie wypraszać. Ale ja uroczyście Ci obiecuję, że jeśli pójdziemy do Ciebie, to jak tylko mrugniesz prawym okiem, zaraz sobie grzecznie pójdę - wtedy właśnie poczułem, że Camilę pociąga mnie w sposób, któremu nie mogę się oprzeć. Bo nic tak nie dodaje kobiecie seksapilu jak inteligencja! Dlatego.. Przyciągnąłem Cami mocno do siebie i pocałowałem. To był impuls, zwykle się tak nie zachowuję. Ale ona nie broniła się, ale również nie zareagowała entuzjazmem. Gdy wreszcie oderwałem usta od jej ust, spojrzała na mnie bystro.
- To tak ma wyglądać ta kawa? - zapytała z lekką ironią
- Przepraszam.. - zacząłem. - To moja słabość, kiedy kobieta powie coś bardzo dowcipnego, nie mogę się powstrzymać, żeby jej nie.. - urwałem, bo tym razem to Cami mnie pocałowała, po czym chwyciła mnie za rękę i pociągnęła w stronę swojego mieszkania. Jednak ja twardo stałem w miejscu. Spojrzała na mnie zdziwiona. Ruchem głowy wskazałem moje mieszkanie, a ona z uśmiechem skinęła głową. praktycznie galopem wbiegliśmy po schodach piętro wyżej, otworzyłem drzwi i oboje wbiegliśmy do przedpokoju, zdzierając z siebie ubrania. Zupełnie nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło, nigdy wcześniej się tak nie zachowywałem i po minie Cami mogłem wyczytać, że w jej głowie krążą dokładnie takie same myśli. Mimo to żadne z nas nie przestawało.
W drzwiach od mojej sypialni Cami nagle odsunęła się ode mnie i chwyciła moje dłonie.
- Poczekaj.. - wyszeptała.
- Co się stało? - zapytałem trochę zmartwiony.
- Jaa.. - zaczęła. - Ja tak nie mogę. Przecież my się właściwie nie znamy, nic o sobie nie wiemy - zaczęła tłumaczyć i się plątać.
- I ta refleksja naszła Cię tak nagle? - burknąłem trochę zły.
- Nie gniewaj się.. - powiedziała szybko i swoją delikatną dłonią dotknęła mojego policzka. - Obiecuję, że będziemy się kochać jeśli nadal będziesz tego chciał, ale najpierw musisz poznać moją historię - powiedziała i opuściła wzrok. W tamtej chwili byłem gotowy obiecać jej absolutnie wszystko. Włącznie z tym, że będę się z nią kochać, nawet gdyby się okazało, że jest seryjną zabójczynią swoich kochanków. Jednak z drugiej strony uznałem, że choć moment był bardzo niestosowny, ona po prostu MUSI zdradzić mi swoją tajemnicę. Znowu włożyłem spodnie, podałem jej bluzkę i ponownie zaprosiłem na kawę.
Przyznam szczerze, że nie spodziewałem się czegoś takiego. Nastawiłem się na opowieść o jakimś ciężkim, nieudanym związku. Ale nie historii o mężu - chodzącym ideale oraz ukochanej kilkuletniej córeczce, którzy byli całym jej światem. Aż do chwili, kiedy pięć lat temu cała rodzina miała wypadek samochodowy i tylko Cami przeżyła. Chociaż otwarcie powiedziała, że wolałaby umrzeć razem z nimi i spocząć obok nich na cmentarzu. Nie należę do facetów, którzy łatwo się wzruszają, a łzy uważam za rzecz mało męską. Jednak słuchając tej historii z trudem nad sobą panowałem. Teraz kiedy wspominam tą sytuację, opisuję to wszystko pokrótce, Cami opowiadała mi swoją historię blisko dwie godziny..
- Co teraz? - zapytała kiedy skończyła swoją opowieść.
- Przecież wiesz, po wysłuchaniu takiej historii człowiek traci ochotę właściwie na wszystko, nie tylko na seks.. - powiedziałem i spojrzałem jej w oczy. - Powiedz, dlaczego mi to opowiedziałaś? Żeby mnie do siebie zniechęcić? - zapytałem nieco zdziwiony.
- Chciałam, żebyś wiedział - powiedziała cicho Cami. - Żebyś rozumiał, że niektóre moje reakcje.. - zaczęła ale jej przerwałem
- Cami, dopiero zaczęliśmy się poznawać, a Ty fundujesz mi od razu.. To znaczy, wiem, że to dla Ciebie ważne, ale.. Widzisz, ja.. - nie bardzo umiałem ubrać w słowa to, co w tamtej chwili czułem. Sam gubiłem się w tym, co mówiłem.
- Nie tłumacz się.. Spodziewałam się, że tak będzie - stwierdziła chłodno. Zmrużyła prawą powiekę, przygryzła wargę, wstała i wyszła. Zupełnie bez słowa. A ja dalej siedziałem osłupiały na kanapie gubiąc się we własnych myślach. W końcu wstałem, poszedłem pod prysznic chcąc choć trochę się orzeźwić i zmyć z siebie to wszystko, jednak mimo to cały czas zastanawiałem się, co mam ze sobą zrobić? Po prysznicu, który nie przyniósł oczekiwanych efektów, poszedłem do kuchni, nalałem sobie wina i na spokojnie zacząłem analizować zaistniałą sytuację. Próbowałem przetrawić to wszystko, co się dzisiaj wydarzyło. Po co Cami mi to wszystko powiedziała? Gdyby zrobiła to za jakiś czas, kiedy byśmy się lepiej poznali i bylibyśmy już parą, być może byłoby to zrozumiałe.. Ale tak na samym początku?! Przecież zanim tak naprawdę doszło do czegokolwiek, ona wywiesiła czerwoną flagę.. Ostrzeżenie. Ale może to dobrze, może tak powinna. Może Cami po prostu chciała mnie ostrzec, w co się pakuję, zanim zaangażowałem się emocjonalnie. Camila otworzyła się przede mną, opowiedziała swoją historię, zaufała mi, a ja tak po prostu ją wyprosiłem z domu, bo zepsuła mi okazję na dobry seks i miłe zakończenie dnia.. Poczułem się jak ostatni cham, jak typowy facet świnia, któremu zależy tylko na jednym.. Co ze mnie za facet?
Szybko się ubrałem, wziąłem butelkę czerwonego wina i wyszedłem z mieszkania. Szybko zbiegłem po schodach i gwałtownie zatrzymałem się na półpiętrze, bo znowu spotkaliśmy się z Cami w połowie drogi.
- Czy to nie zabawne, że o wszystkim myślimy w tej samej chwili? - zapytałem.
- Raczej przerażające - uśmiechnęła się. - Ale teraz idziemy do mnie i to Ty mi wszystko opowiadasz - powiedziała groźnie i zupełnie mnie zaskakując pokazała mi język.
- Ale ja właściwie nie mam o czym opowiadać - powiedziałem, kiedy schodziliśmy po schodach w kierunku jej mieszkania. - Moje historie będą do bólu banalne, zwłaszcza po tym co usłyszałem - dodałem, ale Cami tak długo wierciła mi dziurę w brzuchu, że w końcu opowiedziałem jej o moich kilku nieudanych związkach, o marzeniu mojej mamy, że kiedyś wreszcie pozna moją narzeczoną i o tym dlaczego tak nie lubię świąt. Podczas moich nudnych opowieści osuszyliśmy całą butelkę wina, a potem jeszcze długo rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, i po prostu zaczęliśmy się poznawać. Na dobranoc pocałowaliśmy się jak przyjaciele i każde poszło spać do własnego łóżka.
Następnego dnia, dzień przed Wigilią, znowu wpadliśmy na siebie schodząc do garażu. Zdążyliśmy umówić się na wspólny wieczór i każde z nas pojechało do swojej pracy. Mimo wysiłków nie mogłem skupić się na robocie. Cały czas myślałem o Cami i o tym, jaki prezent mogę jej kupić na święta. Sam byłem całkowicie zdziwiony absurdalnością tego pragnienia, ponieważ od lat nikogo nie obdarowywałem prezentami. Wystarczył jeden wieczór z Camilą i wszystko zaczęło się zmieniać. Wcześniej wyszedłem z pracy i pojechałem do dobrej drogerii szukać perfum. Na szczęście nie było to takie trudne jak się spodziewałem i poszło całkiem sprawnie. Byłem całkowicie zadowolony ze swojego wyboru.
- Co robisz jutro? - zapytała Cami, kiedy spotkaliśmy się wieczorem.
- No wiesz.. Mam dużo pracy - powiedziałem.
- To wersja dla Twojej mamy - powiedziała ironicznie i spojrzała mi w oczy.
- Masz jakąś propozycję? - zapytałem, wiedząc, że i tak nie mam szans przekonać jej, że mam masę pracy.
- Pomyślałam.. - zaczęła cicho. - Że moglibyśmy spędzić ten czas razem - dodała i delikatnie się uśmiechnęła.
- Świetny pomysł. Przyjdę do Ciebie z samego rana i w pół dnia załatwimy całe świąteczne przygotowania. - powiedziałem, a w mojej głowie pojawiło się tysiąc pytań i myśli. Czy ja naprawdę to powiedziałem? Przecież od lat nie cierpię świąt, robię wszystko, żeby uniknąć spotkań z rodziną, denerwują mnie kolędy grane dosłownie wszędzie i ludzie, załatwiający wszystko na ostatnią chwilę.. I teraz tak po prostu zgodziłem się na przygotowanie świąt, zdecydowanie, krótka znajomość z Cami ma na mnie ogromny wpływ. - A później zgłosimy się do księgi rekordów Guinessa, za zorganizowanie najszybszych świąt - zażartowałem, a ona zaczęła się śmiać. To był najpiękniejszy dźwięk jaki kiedykolwiek słyszałem. Zaczęliśmy rozmawiać o jutrzejszym dniu, co przygotujemy, ale przede wszystkim gdzie spędzimy Wigilię. Znowu bardzo dużo rozmawialiśmy, czułem, że znaleźliśmy wspólny język, że rozumiemy się bez słów. Tego wieczoru też tylko się pocałowaliśmy na dobranoc i każde poszło do siebie spać, aby trochę odpocząć i przygotować się do jutrzejszego dnia.
Dzisiaj wstałem w świetnym humorze i właściwie niemal od razu po przebudzeniu zapukałem do drzwi Cami, ale odpowiedziała mi głucha cisza. Zadzwoniłem kilka razy, ale i to nie przyniosło efektu. Przez chwilę pomyślałem, że być może wyszła do sklepu albo poszła załatwić jakiś swoje sprawy, więc wróciłem do siebie, zjadłem śniadanie, poczytałem gazetę i pół godziny później ponowiłem próbę. Znowu bez rezultatu, przestraszyłem się, a jeśli coś jej się stało? Do głowy przyszły mi same najczarniejsze scenariusze, ale szybko odrzuciłem od siebie te myśli. Postanowiłem pójść do swojego mieszkania i znowu spróbować później, kiedy byłem na schodach, usłyszałem hałas dochodzący z jej mieszkania. Po chwili drzwi się otworzyły i wyjrzała zza nich zmęczona i zapłakana Cami. Wyglądała strasznie, tak jakby całą noc nie zmrużyła oka. Była blada i ledwo trzymała się na nogach.
- Co się stało?! - zapytałem przestraszony i szybko do niej podbiegłem.
- Nie potrafię.. - zaczęła słabym głosem. - Przypomniało mi się wszystko.. Jak z Broadway'em i Leną przygotowywaliśmy się do świąt. Nie potrafię, wybacz mi.. - powiedziała cicho, a z jej oczu popłynęły łzy. - A nawet Ci prezent kupiłam, taki ładny krawat - dodała i uśmiechnęła się przez łzy.
- A ja mam dla Ciebie perfumy - powiedziałem szybko, licząc, że to trochę rozładuje napięcie i atmosferę. Jednak wszystko potoczyło się odwrotnie.
- Widzisz, wszystko popsułam - powiedziała w końcu i rozpłakała się na dobre.
- Przestań, nic się nie stało - przytuliłem ją i próbowałem pocieszyć. - Przecież wiesz, że mi na tym nie zależało - dodałem, mając nadzieję, że chociaż trochę ją pocieszę, ale znowu wszystko zepsułem.
- Ale mnie zależało! - wybuchła na nowo. - Chciałam znowu spędzić święta z rodziną, normalnie, jak inni. Chciałam poczuć czyjąś bliskość, zapomnieć o tym, co złe. Ale znowu wszystko zepsułam!
- Wiesz co, mam pomysł - powiedziałem szybko, przerywając jej żałobną tyradę. - Pakuj się jedziemy na święta do moich rodziców.
- Ale.. - odsunęła się ode mnie. - Przecież wcale im o mnie nie mówiłeś, a teraz zjawisz się bez uprzedzenia z jakąś dziewczyną u boku, w dodatku zapłakaną i wyglądającą jak śmierć? Jak Ty przedstawisz mnie swojej rodzinie?
- Moja mama na pewno się ucieszy jak przyjedziemy na święta. A przedstawię Cię jako moją narzeczoną - powiedziałem całkiem poważnie. Cami przez jakiś czas się opierała, nie chciała jechać, ale w końcu udało mi się ją przekonać. Kolejnych kilka godzin upłynęło nam na pospiesznym pakowaniu się i kupowaniu prezentów dla całej mojej rodziny.
Do rodziców wpadliśmy wraz z pierwszą gwiazdką, budząc wielkie i radosne poruszenie. Cami strasznie bała się tego spotkania, czuła się niepewnie, ponieważ bała się jak zostanie przyjęta. Ale moi bliscy wiedzieli, że skoro zdecydowałem się przywieźć ją na święta, to znaczy, że jest dla mnie naprawdę ważna i potraktowali ją jak kogoś, kto już jest członkiem naszej rodziny.
W tym roku spędzamy wspólnie trzecie świta. Jestem z Cami ogromnie szczęśliwy, daje mi wszystko, miłość, ciepło, bezpieczeństwo, a przy tym wszystkim pozostaje całkowicie sobą. Oczywiście cały czas widać jej ból, ale także miłość do męża i córki i wiem, że to zawsze będzie jej częścią, ale już mi to nie przeszkadza i cieszę się, że mogę być przy niej, pocieszać ją gdy tego potrzebuje, być jej przyjacielem, ale także mężem. Cieszę się, że to właśnie z nią dzielę swoje życie, powodzenia i smutki, że to właśnie z Camilą mogę wychowywać naszą córeczkę, której daliśmy imię po starszej siostrze. Jestem ogromnie wdzięczy losowi i Bogu, że Cami wtedy znalazła w sobie odwagę i zagadnęła do mnie, dzięki niej na nowo uwierzyłem w magię świąt, uwierzyłem, że to wspaniałe rodzinne święto i teraz z wielką radością jeżdżę do rodziny, aby razem z nimi spędzić ten magiczny czas.
Merry Christmas and Happy New Year!
No więc z okazji Świąt Bożego Narodzenia, życzę Wam żeby te święta były magiczne, spokojne i rodzinne, żeby spełniły się Wasze wszystkie marzenia, nieważne jakie :) Dużo życzliwości, uśmiechu i radości!
Życzę Wam, żeby każda z Was robiła, to co kocha, żebyście były po prostu sobą, nikogo nie udawały i nie zwracały uwagi, na krytykę innych. Róbcie swoje na swoich warunkach! Życzę Wam, żeby ten nadchodzący 2014 rok, był jeszcze lepszy od tego roku, żeby wszystko wyszło Wam tak jak sobie to zaplanowałyście. No i oczywiście, życzę Wam mnóstwo weny, pomysłów, komentarzy i wyświetleń!
Ponieważ święta, to czas magiczny - "It's the season, love and understanding!"
A w prezencie świątecznym macie ode mnie parta o Semi! :)
Feliz Navidad! <3
Z całego serca życzy MartuLLa.